wtorek, 25 września 2012

Imagine number 26


<piosenka>

 PrzekrÄ™ciÅ‚em klucz w drzwiach i wszedÅ‚em do mieszkania. Mój nos zarejestrowaÅ‚ apetyczny zapach kolacji. Do moich uszu dobiegÅ‚ jej gÅ‚os energicznie woÅ‚ajÄ…cy „Niaaaaal! WróciÅ‚eÅ›!”. PodbiegÅ‚a do mnie i rzuciÅ‚a siÄ™ na szyjÄ™. ObjÄ…Å‚em jÄ… mocno.. Zraz. Wróć. Dlaczego nic nie czujÄ™? Dlaczego nie czujÄ™ jej ciężaru ciaÅ‚a zawieszonego na mnie? Jej obraz zamazywaÅ‚ siÄ™, a po chwili znikÅ‚ jak i caÅ‚y wystrój wnÄ™trza. PrzyglÄ…daÅ‚em siÄ™ goÅ‚ym Å›cianom i meblom, które pozostaÅ‚y. Halucynacje? Nie, wspomnienia. Mózg nie pÅ‚ata mi figli. Zbyt bujna wyobraźnia przedstawiÅ‚a scenkÄ™ jeszcze sprzed kilku dni. PozostaÅ‚a pustka. I w sercu, i w pomieszczeniach. WróciÅ‚em `na ziemiÄ™` i poszedÅ‚em do sypialni ze spuszczonÄ… gÅ‚owÄ…, by pod żadnym pozorem jakiÅ› inny incydent nie pojawiÅ‚ siÄ™ przed moimi oczami, które już i tak zaszÅ‚y Å‚zami. PrzekroczyÅ‚em próg pokoju i od razu pierwsze, co ujrzaÅ‚em to pudÅ‚o wypeÅ‚nione do poÅ‚owy jakimiÅ› papierami. Nie zdążyÅ‚a ich zabrać. Nie zdążyliÅ›my sprzedać tego kwatery. Po rozstaniu nie chciaÅ‚a mieć ze mnÄ… nic wspólnego.. nie dziwiÄ™ siÄ™. PodszedÅ‚em, chwyciÅ‚em karton i przeniosÅ‚em go, siadajÄ…c w kÄ…cie. SiÄ™gnÄ…Å‚em po album, który okazaÅ‚ siÄ™ być na caÅ‚ym tym stosie dokumentów. Setki naszych zdjęć, setki wspomnieÅ„, setki wspaniaÅ‚ych chwil. WszÄ™dzie bezgranicznie zakochani, beztroscy.. i szczęśliwi. PocaÅ‚owaÅ‚em jednÄ… z fotografii tam, gdzie uwieczniono jej cudowne, malinowe usta. przewróciÅ‚em na ostatniÄ… stronÄ™ i rozkleiÅ‚em siÄ™ maksymalnie. DotknÄ…Å‚em Å›liskiego papieru, który przedstawiaÅ‚ moje nienarodzone dziecko. ZarzucaÅ‚em sobie bezmyÅ›lne sÅ‚owa, które wypowiedziaÅ‚em pod wpÅ‚ywem szoku, powodujÄ…ce ten koniec. PodkuliÅ‚em nogi i najzwyczajniej zaczÄ…Å‚em cicho szlochać, mocno tulÄ…c `ksiÄ™gÄ™`. Gdybym wtedy tego nie powiedziaÅ‚.. Gdybym zapewniÅ‚ to, co powinienem.. To ja jestem temu winny...

*kilka dni wcześniej*

Siedziałam jak na szpilkach w oczekiwaniu na jakąkolwiek reakcję z jego strony. Spoczywał na jednym z foteli, chowając głowę w dłoniach. Ręce mi drżały, a logiczne myślenie zasłoniły czarne chmury niepewności. Wstał i podszedł do okna.
-BÄ™dÄ™ pÅ‚aciÅ‚ na nie alimenty, ale nie bÄ™dÄ™ miaÅ‚ czasu go wychowywać.. najlepiej bÄ™dzie, jak oddasz je do adopcji, bo.. bo ja siÄ™ zrzeknÄ™ praw rodzicielskich, a sama nie dasz rady. – przemawiaÅ‚ pozbawiony zdrowego rozsÄ…dku, co sprawiÅ‚o, że zaczęło we mnie wrzeć.
-Co ty mówisz?! Pogięło ciÄ™?! Nigdy nie oddam tego dziecka! – wydzieraÅ‚am siÄ™ na niego peÅ‚na pretensji i sÅ‚onych kropel pod powiekami.
-Teraz mówiÄ… przez ciebie hormony. Dobrze wiesz, że to wÅ‚aÅ›ciwa decyzja. Nasz zwiÄ…zek jest.. on tego nie przetrwa. My w tym nie wytrwamy. – przekonywaÅ‚, patrzÄ…c prosto w moje oczy. Sama nie wiem, co miaÅ‚ sugerować jego ton. TroskÄ™ o naszÄ… wspólnÄ… przyszÅ‚ość, czy może baÅ‚ siÄ™ sam o siebie? Niekontrolowany odruch dÅ‚oni przyprawiÅ‚ go o ból policzka, za który siÄ™ zÅ‚apaÅ‚.
-JesteÅ› zwykÅ‚ym tchórzem. Nie chcÄ™ od ciebie żadnych zasranych pieniÄ™dzy. Pieprz siÄ™. – wycedziÅ‚am z nienawiÅ›ciÄ… przez zÄ™by i czym prÄ™dzej wybiegÅ‚am na ulicÄ™. Inaczej nie mogÅ‚am postÄ…pić.. To byÅ‚o niesprawiedliwe. Nie zważajÄ…c na przypadkowych przechodni oparÅ‚am siÄ™ o mur i zaczęłam pÅ‚akać na caÅ‚y gÅ‚os. ZostaÅ‚am sama z maleÅ„stwem pod sercem.

~*~

Usiadłem na środku podłogi, wciąż trzymając się za twarz. Decyzja, którą podjąłem wydawała się słuszna do czasu jej przedstawienia. Miała rację : byłem tchórzem. Para dziewiętnastolatków, tworzących związek od trzech lat nie poradziłaby sobie w roli rodziców.. Oboje zasługują na kogoś lepszego, kto się nimi zaopiekuje. Mogę udzielić wsparcia finansowego, ale nic innego nie jestem w stanie obiecać. Dzięki wewnętrznej sile i uparciu, które w niej drzemią da sobie radę. Bez takiego idioty, jakim jestem ja.

*następnego dnia*

Obserwowałem ją z salonu przez uchylone drzwi. Pakowała swoje rzeczy w pudła. Przeniosła dwa z nich do drzwi wejściowych, zapięła czerwony płaszczyk.
-Po resztÄ™ wrócÄ™ później. Wydaje mi siÄ™, że należy mi siÄ™ poÅ‚owa kwoty za mieszkanie. Znasz numer konta. Masz miesiÄ…c. Cześć. – rzekÅ‚a szorstko. PokiwaÅ‚em twierdzÄ…co gÅ‚owÄ…, rzucajÄ…c krótkie „jasne.” Powinienem powiedzieć coÅ› jeszcze, ale miaÅ‚em totalnÄ… pustkÄ™. Wszystkie reguÅ‚ki wydawaÅ‚y siÄ™ bezsensowne. PozwoliÅ‚em jej odejść. SprawiaÅ‚a pozory twardej, ale tak naprawdÄ™ wiedziaÅ‚em jak jest naprawdÄ™. WyszÅ‚a, trzaskajÄ…c drzwiami. ZacisnÄ…Å‚em powieki do tego stopnia, że po otwarciu ich zamroczyÅ‚o mnie na moment. ZerwaÅ‚em siÄ™ z kanapy i poszedÅ‚em poszukać wolnych lotów do Irlandii.

*dwa dni później*

Z transu wyrwał mnie sygnał dzwoniącego telefonu.
-co chcesz, Zayn? – zapytaÅ‚em przyjaciela po odebraniu poÅ‚Ä…czenia bez jakichkolwiek uczuć.
-Jak siÄ™ trzymasz? – pytaÅ‚ w pewien sposób troskliwie, a nawet ze współczuciem.
-DziÄ™ki. BywaÅ‚o lepiej. – odrzekÅ‚em zgodnie z rzeczywistoÅ›ciÄ….
-Nie zapytasz co u [T.I.]? – przerwaÅ‚ chwilÄ™ milczenia.
-Mieszka u Was, wiÄ™c myÅ›lÄ™, że jest okej. ZwÅ‚aszcza, że ma przy sobie Perrie. – stwierdziÅ‚em, wÅ‚Ä…czajÄ…c telewizor.
-Powiedzmy. Zamknęła siÄ™ w sobie, nie gada z nami. Niby wszystko dobrze, ale sÅ‚yszÄ™, jak nocami pÅ‚acze.. – mówiÅ‚, zatrzymujÄ…c siÄ™ na chwilÄ™. „Ja też.” - przebiegÅ‚o mi przez myÅ›l, ale zachowaÅ‚em to dla siebie. – DostaÅ‚a pracÄ™ w WTC. Od dwóch dni przesiaduje tam od rana do wieczora. Nie powinna siÄ™ tak przemÄ™czać, bo…
-CoÅ› jeszcze? Sory, ale muszÄ™ siÄ™ pakować, bo już jutro wylatujÄ™ do domu. – argumentowaÅ‚em, chcÄ…c jak najszybciej zakoÅ„czyć nużącÄ… rozmowÄ™, zanim usÅ‚yszÄ™ wyrzuty.
-MyÅ›laÅ‚em, że CiÄ™ to zainteresuje. – rzekÅ‚ zrezygnowany.
-Źle myÅ›laÅ‚eÅ›. Na razie. – koÅ„czyÅ‚em rozmowÄ™ z mojej strony.
-spoko. Napisz, jak dolecisz. Trzymaj siÄ™. – usÅ‚yszaÅ‚em przed naciÅ›niÄ™ciem czerwonej sÅ‚uchawki. Ze zÅ‚oÅ›ci rzuciÅ‚em komórkÄ™ o Å›cianÄ™ i uderzyÅ‚em pięściÄ… w stół, chcÄ…c rozÅ‚adować narastajÄ…cÄ… wÅ›ciekÅ‚ość wÅ‚asnej gÅ‚upoty.

*Kolejny dzień*

Teoretycznie pożegnany z AmerykÄ…, praktycznie nadal w niej przebywajÄ…cy. KilkanaÅ›cie minut do jej opuszczenia i powrotu do Europy. „DzieÅ„ dobry. DziÅ› jest 11 wrzeÅ›nia 2001r., godzina 8:32:45 MiÅ‚ego dnia!” – odczytaÅ‚em napis z tablicy na lotnisku. W zwiÄ…zku z opóźnieniem, jaki miaÅ‚ mieć mój samolot, usiadÅ‚em na krzeÅ›le w poczekalni, wÅ‚ożyÅ‚em sÅ‚uchawki w uszy i puÅ›ciÅ‚em muzykÄ™ najgÅ‚oÅ›niej, jak można byÅ‚o, chowajÄ…c twarz w podkulonych kolanach. Po paru dobrych kawaÅ‚kach wokół powstaÅ‚y zakłócenia w formie gwaru. Zdenerwowany podniosÅ‚em wzrok i ujrzaÅ‚em ludzi zbierajÄ…cych siÄ™ wokół dużego telewizora. ÅšciÄ…gnÄ…Å‚em sÅ‚uchawki i podążyÅ‚em w stronÄ™ tÅ‚umu.
-Co siÄ™ staÅ‚o? – zapytaÅ‚em jednego z gapiów.
-CoÅ› uderzyÅ‚o w wieżę WTC. –odpowiedziaÅ‚ z widocznym przerażeniem w oczach.
-Ciężka sprawa. – rzuciÅ‚em, udajÄ…c przejÄ™cie, by nie wyjść na zimnego kretyna i odwróciÅ‚em siÄ™ na piÄ™cie. PrzeszedÅ‚em niespeÅ‚na metr i stanÄ…Å‚em jak wryty. – Jezu! Tam pracuje [T.I.]! – wrzasnÄ…Å‚em na caÅ‚y gÅ‚os, gdy przypomniaÅ‚em sobie wczorajsze sÅ‚owa kumpla. PrzejÄ™ty spojrzaÅ‚em na ekran. W tym samym momencie samolot uderzyÅ‚ w drugÄ… wieżę. Bagaż, który trzymaÅ‚em w rÄ™ku, wypadÅ‚ z niej. Oczy zaszÅ‚y Å‚zami. PrzedzieraÅ‚em siÄ™ przez tÅ‚um do postoju taksówek. MusiaÅ‚em tam być. Nadzieja nie gasÅ‚a.

*

-Stary, tak mi przykro. – poklepaÅ‚ mnie po ramieniu Malik. ByÅ‚em kompletnie zdruzgotany. Firma, w której pracowaÅ‚a, znajdowaÅ‚a siÄ™ na 38. piÄ™trze. Nikogo stamtÄ…d nie ewakuowano.
-Zostaw! – syknÄ…Å‚em i opuÅ›ciÅ‚em budynek, w którym udzielono mi tych informacji. Nadal nie mogÄ…c uwierzyć w to, co siÄ™ staÅ‚o, wróciÅ‚em do mieszkania.

~*~

-ZostawiÅ‚ otwarte drzwi. Åšwietnie. IdeaÅ‚ odpowiedzialnoÅ›ci. – mruknęłam pod nosem, wchodzÄ…c do Å›rodka. KorzystajÄ…c z okazji, że miaÅ‚ wyjechać, postanowiÅ‚am wziąć rzeczy, które jeszcze tam pozostaÅ‚y. WpatrujÄ…c siÄ™ w czubek swoich butów dążyÅ‚am holem do sypialni, gdzie pozostaÅ‚y pudÅ‚a. Popchnęłam drzwi i podeszÅ‚am do okna, pod którym ostatnio zostawiÅ‚am spakowane dokumenty. Ani trochÄ™ nie zdziwiÅ‚o mnie to, że ich tam nie zastaÅ‚am. Podirytowana obróciÅ‚am siÄ™ o sto osiemdziesiÄ…t stopni, kiedy ujrzaÅ‚am przykry dla mnie widok. SiedziaÅ‚ w kÄ…cie, tulÄ…c album, który prowadziÅ‚am. Niemal bezszelestnie znalazÅ‚am siÄ™ przed nim. – Oddasz mi to? Z tego, co wiem, to moje. – warknęłam zdenerwowana. NaprawdÄ™ serce mi siÄ™ krajaÅ‚o w zwiÄ…zku z tÄ… sytuacjÄ…. Tak bardzo chciaÅ‚am go wtedy przytulić, ale.. ale odgoniÅ‚am te myÅ›li, przypominajÄ…c sobie jego zachowanie. PodniósÅ‚ gÅ‚owÄ™. Gdy zobaczyÅ‚am jego oczy, wrÄ™cz czerwone od pÅ‚aczu, nie wiedziaÅ‚am, co zrobić. Kompletnie. Po prostu `zatkaÅ‚o mnie`.
-[T.I.]? Nie, to nie może być tak. – urwaÅ‚, przecierajÄ…c powieki. PrzyglÄ…daÅ‚ mi siÄ™ uważnie. ObdarzyÅ‚am go pytajÄ…cym spojrzeniem. –To naprawdÄ™ Ty? [T.I.]! –wykrzyknÄ…Å‚ zrywajÄ…c siÄ™ z miejsca. – Boże. Jak ja mam CiÄ™ przeprosić? Jestem takim kretynem! Wybacz mi, proszÄ™. – lamentowaÅ‚, klÄ™czÄ…c przede mnÄ… i tulÄ…c siÄ™ do mojego brzucha.
-Niall. ProszÄ™, przestaÅ„. Sam mówiÅ‚eÅ›, że to nie ma sensu. I nie ma. Specjalnie zwolniÅ‚am siÄ™ z pracy, żeby przyjść po rzeczy. – mówiÅ‚am chcÄ…c siÄ™ od niego oddalić.
-Ma sens! MyliÅ‚em siÄ™! – przekonywaÅ‚, wstajÄ…c. ZÅ‚apaÅ‚ mojÄ… dÅ‚oÅ„, przyÅ‚ożyÅ‚ do jego klatki piersiowej i kontynuowaÅ‚, patrzÄ…c prosto w moje oczy. – Dopiero, kiedy wydawaÅ‚o mi siÄ™, że Was straciÅ‚em, zrozumiaÅ‚em, że to wszystko bez Ciebie.. że bez Was nie potrafiÄ™ żyć. Tak bardzo Was kocham. ChcÄ™ z TobÄ… być. Najbardziej na Å›wiecie.. na poczÄ…tku przestraszyÅ‚em siÄ™ jak jakiÅ› bachor.. ProszÄ™ o jeszcze jednÄ… szansÄ™. Nigdy wiÄ™cej Was nie opuszczÄ™. Nigdy.
Mocno się w niego wtuliłam, gdyż to wszystko przyprawiło mnie o intensywne wzruszenie i płacz. Objął mnie swoimi silnymi ramionami.
-Nigdy. – powtórzyÅ‚, caÅ‚ujÄ…c w czubek gÅ‚owy. Moje uczucie byÅ‚o tak silne, że wierzyÅ‚am mu bezgranicznie i wiedziaÅ‚am, że już nie zawiedzie. – Tak siÄ™ baÅ‚em, że zginÄ™liÅ›cie tam. Prawie Was straciÅ‚em. Nie popeÅ‚niÄ™ tego samego bÅ‚Ä™du. – rzekÅ‚, zamykajÄ…c mnie w ciaÅ›niejszych objÄ™ciach.
-ZginÄ™liÅ›my? – zdziwiÅ‚am siÄ™, nie majÄ…c pojÄ™cia o czym mówi.
-Nieważne. JesteÅ›cie. Jestem cholernym szczęściarzem. – dodaÅ‚, skÅ‚adajÄ…c peÅ‚en namiÄ™tnoÅ›ci pocaÅ‚unek na moich ustach. CzekaÅ‚a nas dÅ‚uga rozmowa.. aczkolwiek dopiero po nacieszeniu siÄ™ szczęściem, wywoÅ‚anym powrotem do siebie.



____
kolejny raz nie jestem zadowolona z tego, co napisałam. i znów będę powtarzała się, mówiąc, że najważniejsze są tutaj Wasze opinie, gdyż na prawdę są jak i również te krytyczne. jednak wszystkich ich coraz mniej. rozumiem, że także macie naukę, ale to KILKA sekund.. bardzo, bardzo, bardzo proszę o komentarze lub chociaż opinie pod imagine`ami (skala 1-6).
umówimy się tak, że jeżeli będzie 10 komentarzy chociażby nawet jutro dodam kolejnego imagine`a? jeżeli mniej, to zobaczymy ...
pamiętajcie : więcej komentarzy, szybciej kolejny imagine.
postaram się, by wyszedł inaczej (czyt. w jakimś stopniu lepiej).

p.s. nie zawsze nie będę uśmiercać głównych bohaterów. więc bądźcie przygotowani ;)

a teraz pozostawiam Was na rzecz WOS-u .-.-
przypominam o głosowaniu na chłopaków! wcześniejszy post !

7 komentarzy:

  1. świetny. już sie bałam, że ona zginie ;o
    nie lubie smutnych zakończeń, ale jak napiszesz to fajnie xd.
    czekam na kolejny ;)

    Magda :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Super. Bardzo sie ciesze, kiedy widze, że napisałaś nowy post :D

    OdpowiedzUsuń
  3. jak zwykle genialny:) powiem Ci że bardzo zaskoczyłaś mnie końcówka myślałam jednak że bohaterka umrze a tu yaki szok moja mina jak to przeczytałam o___O .... :)))))) cudeńko

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak mozesz byc z tego nie zadowolona? Jest wspaniały na serio. ;-) wami przynajmniej podoba sie bardzo. :-*

    OdpowiedzUsuń
  5. Super jak zwykle mnie zaskoczylas zakończeniem :D Czekam ze zniecierpliwieniem na następny imagin. Masz prawdziwy talent i nie mówię tego przez grzeczność, bo przeczytałam dużo różnych imaginów i twoje najbardziej przypadły mi do gustu. Podziwiam Cię za to że potrafisz znaleźć czas na naukę i pisanie. Pozdrawiam, twoja fanka i czytelniczka ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Jak zwykle zaskoczylas mnie końcówką. Jestem pod wrazeniem twojego talentu :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Już myślałam, że to koniec, że umarła... na szczęście tak nie było...
    Genialny ! :*
    Czekam na następny :*

    OdpowiedzUsuń

Proszę o zostawienie komentarza. Brak weryfikacji obrazkowej. Komentować może każdy (obejmuje to anonimowych użytkowników). Dziękuję :) x