niedziela, 14 lipca 2013

Imagine number 41.


Magia wakacji była jakaś niewyczuwalna. Dawny entuzjazm do całodziennych spotkań i wygłupów z przyjaciółmi nieoczekiwanie wygasł. Chciałam tylko i wyłącznie samotności. Ale jakiego nastroju spodziewać się można, gdy za oknem zamiast słońca są chmury i deszcz. Nie poznawałam sama siebie. Dusza towarzystwa, uwielbiająca się śmiać, całymi dniami leżała samotnie wpatrzona w sufit z słuchawkami na uszach i łzami pod powiekami. No może nie dosłownie. Przez większość dni opiekowałam się moim młodszym braciszkiem, podczas gdy rodzice byli w pracy. I tego towarzystwa również miałam dość. Ośmiogodzinna opieka nad małym szkrabem, wczesne wstawanie i spełnianie zachcianek, byleby nie płakało, to coś nie dla mnie. Młodość rządzi się swoimi prawami i chciałam wolności. żądałam od losu zmiany swojego życia, ale ten uparcie nie miał zamiaru mi pomóc. To mnie męczyło. A do tego niezliczone pretensje rodziców. Miałam wolne i pragnęłam wypoczynku w samotności, ale oni mi to utrudniali. Nie miałam się gdzie wyrwać. Przyjaciele? Niby dlaczego mam poświęcać czas mojego życia, który jest jego nieodzowną częścią i nigdy nie powróci, dla kogoś, kto jest względem mnie obojętny, a gdy jest w potrzebie nagle sobie o mnie przypomina? Rodzina? Odpada. Zdana byłam na nocne użalanie się nad moim życiem.

Kolejny lipcowy wieczór. By uniknąć kolejnych kłótni z rodzicami, na którą najwyraźniej się zanosiło, wybrałam się na spacer z psem. Wierny kundel nigdy mnie nie zwiódł, a teraz mogłam go wykorzystać. Z racji tego, że negatywne wspomnienia wróciły miałam potrzebę wypłakania się. Ruszyłam do parku. Po raz pierwszy wyszłam z domu w starych jeansach, białym podkoszulku, na który zarzuciłam stary, beżowy sweterek i niestarannie upiętym koku. Nawet nie nałożyłam makijażu. Nie chciało mi się. Nie byłam sobą. Tak mi się wydawało. A może właśnie byłam sobą? Może moja natura polega na prostocie? Załamywało mnie to, że nie wiedziałam kim jestem, jakie mam cele i kim chcę być. Ze spuszczoną głową dotarłam do opustoszałej części parku, na huśtawki. Spojrzałam w niebo, które częściowo zasłaniały konary niedaleko rosnącej brzozy. Coraz więcej gwiazd na nim tańczyło. Wydawały się takie radosne.. smutna muzyka w słuchawkach i błyskawicznie moje oczy zaczęły się szklić, roniąc kilka słonych kropel.
-Co się stało?
-Słucham? Nie, nic. Wszystko w porządku. – odpowiedziałam, spojrzawszy na stojącą obok mnie postać. Był to dość wysoki, dobrze zbudowany chłopak w marynarce z postawionymi ku górze włosami. Usiadł obok mnie na huśtawce. Spojrzałam w jego zielone oczy, dostrzegając zatroskanie.
-Płakałaś. – zauważył.
-Nie. No co Ty. Wydawało Ci się. – podejmowałam próby zbycia się go. Bezskutecznie. Wciąż nalegał. Wzięłam psa dotychczas leżącego niedaleko mnie na kolana. – Po prostu mam doła. I tyle. – rzekłam. No cóż, to była prawda.
-Mhm – chrząknął, zamyślając się. – Może masz ochotę na gorącą czekoladę czy coś? Niedaleko jest fajna knajpka. To na pewno poprawi Ci humor. Służę także radą, jeżeli masz konkretny problem. – zaproponował z uśmiechem.
-Czy ja wiem.. nie chcę się narzucać. Poza tym jest już dość ciemno, mam ze sobą psa i rodzice pewnie będą się martwić. – wykręcałam się. Nie chciałam iść w takim stanie z jednym z celebrytów na spotkanie(?) w kawiarni.
-W takim razie koniecznie muszę Cię odprowadzić do domu. Pod same drzwi. – rzekł poważnym tonem.
-Ok.
Szliśmy ulicami oświetlanymi przez latarnie i rozmawialiśmy co chwilę się śmiejąc.
-A jak to jest być rozchwytywanym i uwielbianym przez miliony nastolatek? – zapytałam z zaciekawieniem.
-To jednak wiesz kim jestem?
-Oczywiście. Kto nie znałby słynnego Liama Payne`a. – powiedziałam zabawnie podnosząc brew na swój specyficzny sposób. Zaśmiał się.
-Dlatego ze mną rozmawiasz? – usłyszałam w jego głosie zrezygnowanie.
-Nie, skądże. Wydajesz się dość miły. Przepraszam, ale do tej pory myślałam, że jesteś zapatrzonym w siebie kolesiem, jak wszyscy w tej branży. Ale pomyliłam się i zwracam honory. Tylko dlaczego podszedłeś do mnie? Z litości, a może z tego, żeby się wykazać?
-Nic z tych rzeczy. Chciałem, byś podarowała mi swój uśmiech i … numer telefonu. – odrzekł zafascynowany. – To jak?
-Hmmm.. ok. dlaczego by nie?
Podałam mu rząd cyferek będących numerem mojego telefonu. Doszliśmy do mojego domu i pożegnaliśmy się symbolicznym podaniem sobie dłoni. Weszłam do domu i od razu odczytałam wiadomość, wcześniej meldując się, że przybyłam.

`Kiedy znów się spotkamy? Już nie mogę się doczekać. Liam :) xx` . uśmiechnęłam się do telefonu i odpisałam : `Mam nadzieję, że szybko :) x`.


__________
Witam Was po dłuuuuuuuuuuugiej przerwie!
Dziś krótki imagine. Znalazłam go gdzieś na dysku. Jest taki jakby... nijaki. Prawda?
Wracam do pisania. Są wakacje, więc nadrobię zaległości. Wiem, że są ogromne.
Ktokolwiek będzie czytał? Widzę, że nadal kilkanaście osób tu zagląda:)

Kocham Was i dziękuję za cierpliwość,
Wasza Dżejn M. xx

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę o zostawienie komentarza. Brak weryfikacji obrazkowej. Komentować może każdy (obejmuje to anonimowych użytkowników). Dziękuję :) x