czwartek, 4 października 2012

Imagine number 30.




<piosenka>

KroczyÅ‚am zamglonymi ulicami, gdzie widoczność nieznacznie poprawiaÅ‚y przydrożne lampy. OtuliÅ‚am ciaÅ›niej apaszkÄ… przeziÄ™bione gardÅ‚o i pozwoliÅ‚am wÅ‚osom opadać na mojÄ… twarz, by zasÅ‚oniÅ‚y dopÅ‚yw zimnego powietrza, które szczypaÅ‚o nieprzyjemnie, mimo że byÅ‚ dopiero poczÄ…tek października. SchowaÅ‚am rÄ™ce w kieszeniach fioletowego pÅ‚aszczyka i przyÅ›pieszyÅ‚am tempa, by jak najszybciej dojść do celu. ZadzwoniÅ‚am do piÄ™trowego domu i oczekujÄ…c, wprawiÅ‚am w drgania na zasadzie „przód-tyÅ‚” nogi, by nie zamarzÅ‚y z zimna przez cienkie, materiaÅ‚owe spodnie. Już po chwili otworzyÅ‚a mi niewysoka kobieta i przyjaźnie przywitaÅ‚a.
-Witaj, [T.I.]! Wejdź, kochanie. – zaprosiÅ‚a do Å›rodka, szerzej uchylajÄ…c drzwi.
-DziÄ™kujÄ™. – powiedziaÅ‚am cicho ze wzglÄ™du na mojÄ… chrypkÄ™.
-Åšwietnie, że przyszÅ‚aÅ›. MiaÅ‚am wysÅ‚ać mojego męża po ciebie, ale twoja mama mi przekazaÅ‚a, że już wyszÅ‚aÅ›. Strasznie zimno dziÅ›. Bardzo zmarzÅ‚aÅ›? Mam nadziejÄ™, że nie zachorujesz ponownie. – rzekÅ‚a troskliwie, wieszajÄ…c moje nakrycie, uprzednio wziÄ…wszy je ode mnie.
-Raczej nie. Nie byÅ‚o aż tak strasznie. Liam jest u siebie? – zapytaÅ‚am, chrzÄ…kajÄ…c, by ustabilizować mój gÅ‚os.
 -Tak. Czeka na ciebie. Może chcesz ciepÅ‚Ä… herbatÄ™? – zaproponowaÅ‚a z uÅ›miechem.
-Gdyby to nie byÅ‚ problem dla pani, to poproszÄ™. – przytaknęłam i podążyÅ‚am w stronÄ™ schodów, zarzucajÄ…c torbÄ™ na ramiÄ™.
 -OczywiÅ›cie, że nie. Za moment przyniosÄ™. – oznajmiÅ‚a i zniknęła w drzwiach kuchennych.
-DziÄ™kujÄ™. – krzyknęłam na ile to byÅ‚o możliwe i poszÅ‚am na górÄ™. – Cześć. Mamy cztery godziny, bo o trzynastej mam wizytÄ™ u lekarza, a o siedemnastej próbÄ™ na konkurs taneczny. Jak siÄ™ nie wyrobimy teraz, to przyjdÄ™ w miÄ™dzyczasie. – zakomunikowaÅ‚am, wchodzÄ…c do pokoju.
-Cześć. – odpowiedziaÅ‚, wstajÄ…c i schowaÅ‚ coÅ› do kieszeni.

*

-(…)Informacja genetyczna to zapis wszystkich cech dziedzicznych poszczególnych komórek i caÅ‚ego organizmu. NoÅ›nikiem jest materiaÅ‚ genetyczny, który stanowi kwas deoksyrybonukleinowy, czyli DNA i tak dalej. No wiÄ™c masz pytanie: czym jest kwas deoksyrybonukleinowy? Czyli kwas deoksyrybonukleinowy … ? – skierowaÅ‚am sÅ‚owa do chÅ‚opaka, siedzÄ…cego naprzeciwko mnie, podnoszÄ…c wzrok znad książki. – Liam : jak dokoÅ„czysz to zdanie? – powtórzyÅ‚am, widzÄ…c, że bazgra coÅ› po brudnopisie. –Liam! – podniosÅ‚am ton wypowiedzi. – Liam! Tu ziemia! – wrzasnęłam na niego, wyrywajÄ…c go z transu.
-Ee.. Co? Sorry, zamyÅ›liÅ‚em siÄ™. – tÅ‚umaczyÅ‚ siÄ™, patrzÄ…c mi prosto w oczy.
-Cholera! Od pół godziny tłumaczę ci to zakichane zagadnienie, a ty masz to gdzieś. Jestem chora i przyszłam na te korki, bo musimy nadrobić ten materiał. Miałeś współpracować, a ty to olewasz! Ja się tutaj produkuję, a ty masz to najwyraźniej w dupie i robisz swoje. Tak to nie będzie! - żywiłam do niego pretensje, wymieniając je na tyle głośno, że czułam jak zdziera mi się gardło. Upiłam jeden z ostatnich łyków chłodnej już herbaty z miodem.
-Przepraszam. – wydukaÅ‚, spuszczajÄ…c gÅ‚owÄ™.
-Co to jest? – zapytaÅ‚am wskazujÄ…c na pojedynczÄ… kartkÄ™, leżącÄ… pod jego dÅ‚oniÄ….
-Co? – dopytywaÅ‚.
-No to. – siÄ™gnęłam po owy skrawek papieru.
-Zostaw. – syknÄ…Å‚, próbujÄ…c mi go wyrwać.
-Ej! Stop. – warknęłam i wstaÅ‚am, zasÅ‚aniajÄ…c mu dostÄ™p Å‚okciem. PrzeczytaÅ‚am na gÅ‚os treść:


You're insecure
Don't know what for
You're turning heads when you walk through the door
Don't need make-up
To cover Up
being the way that you are is enough

Everyone else in the room can see it

Everyone else but you

Baby You light up my world like nobody else

the way that you flip your hair gets me overwhelmed
but when you smile at the ground it ain't hard to tell
You don't know
You don't know you're beautiful!
If only you saw what I can see
You'll understand why I want you so desperately
Right now I'm looking at you and I can't believe
You don't know
You don't know, you're beautiful!
That's what makes you beautiful!

So come on

You got it wrong
To prove I'm right I put it in a song
I don't know why
You're being shy
And turn away when I look into your eyes...




-Co to jest? Ty to pisaÅ‚eÅ›? – próbowaÅ‚am coÅ› z niego wyciÄ…gnąć. 
-Piosenka. – rzuciÅ‚, rÄ™koma zasÅ‚aniajÄ…c rumieÅ„ce.
-Aaa, Å‚adna, ale zajmij siÄ™ biolo…
-O Tobie. – dodaÅ‚, siÄ™gajÄ…c po podrÄ™cznik. NapisaÅ‚ coÅ› na kartce i uniósÅ‚ jÄ… do góry. „Zostaniesz mojÄ… dziewczynÄ…?” – przeczytaÅ‚am w myÅ›lach napis.
-ChciaÅ‚em ciÄ™ o to zapytać, ale mnie nakryÅ‚aÅ›. Możemy pogadać? Bo tak szczerze, to umiem te lekcje. Dziwne, że chciaÅ‚em siÄ™ do ciebie zbliżyć? No bo po prostu mi siÄ™ spodobaÅ‚aÅ› no i ten.. – przemawiaÅ‚ zdenerwowany, przebijajÄ…c na wylot pytajÄ…cym wzrokiem. Kilkakrotnie otwieraÅ‚am usta, by coÅ› powiedzieć, jednak zawsze główna myÅ›l gdzieÅ› ulatywaÅ‚a. BezwÅ‚adnie opadÅ‚am na kanapÄ™ i wpatrywaÅ‚am siÄ™ Å›lepo w sÅ‚owa napisane na kartce, przez które fale gorÄ…ca nawiedzaÅ‚y moje ciaÅ‚o.

***

-Liam! Pobudka! – budziÅ‚am przykrytego po czubek nosa kocem chÅ‚opaka. – Bo siÄ™ spóźnisz! – dodaÅ‚am z pretensjami, kiedy nie otrzymaÅ‚am żadnej reakcji.
-Boje siÄ™. – wydukaÅ‚, odkrywajÄ…c siÄ™.
-No ej, ale czego? ĆwiczyÅ‚eÅ› Å›piew już dÅ‚ugo i wychodzi ci to idealnie. Przejdziesz bez dwóch zdaÅ„. – przekonywaÅ‚am go, stojÄ…c nad nim i obdarzajÄ…c go ciepÅ‚ym uÅ›miechem.
-A co jeÅ›li nie? – powiedziaÅ‚ przerażony.
-Nie dramatyzuj. JesteÅ› najlepszy! – mówiÅ‚am, nachylajÄ…c siÄ™, by zÅ‚ożyć pocaÅ‚unek na jego czole. Ten jednym ruchem pociÄ…gnÄ…Å‚ mnie i wylÄ…dowaÅ‚am na jego kolanach. – Osz ty. – rzuciÅ‚am z pretensjami, caÅ‚ujÄ…c go namiÄ™tnie.
-Tak myÅ›lisz? – upewniaÅ‚ siÄ™, nadal z bojaźliwym wyrazem twarzy.
-Ba, ja to wiem. – rozwiaÅ‚am jego wÄ…tpliwoÅ›ci, a kÄ…ciki jego warg uniosÅ‚y siÄ™ ku górze.
-DziÄ™kujÄ™. Jak siÄ™ cieszÄ™, że ciÄ™ mam. – rzekÅ‚, mocno mnie przytulajÄ…c.
-Taak? – drażniÅ‚am siÄ™ z nim, kÅ‚adÄ…c dÅ‚oÅ„ na jego policzku.
-Mhm. – przytaknÄ…Å‚, delikatnie muskajÄ…c moje usta.
-Liam. Pora wstaaa…- zaczęła mama Li, wchodzÄ…c do pokoju. – Przepraszaaaaam. Już mnie nie ma. – dodaÅ‚a, opuszczajÄ…c pomieszczenie. ChichotajÄ…c, poczuÅ‚am, ze rumieÅ„ce ukazujÄ… siÄ™ na moich policzkach.
-Ona zawsze znajdzie odpowiedni moment. – stwierdziÅ‚ sarkastycznie, skÅ‚adajÄ…c caÅ‚usa na moim policzku.
-No to wstawaj! – zachÄ™ciÅ‚am go, ociężale podnoszÄ…c siÄ™.
-Jeszcze jeden buziak i wstajÄ™. – zaszantażowaÅ‚ mnie.
-Jak wstaniesz, to przemyÅ›lÄ™ to. – udawaÅ‚am zamyÅ›lonÄ… i czym prÄ™dzej wybiegÅ‚am z pokoju, przygryzajÄ…c zachÄ™cajÄ…co dolnÄ… wargÄ™.

*

Wybiegł rozpromieniony ze sceny, wziął mnie na ręce i kręcił się ze mną jak oszalały, potrącając przy okazji kilkoro ludzi.
-DostaÅ‚em siÄ™! DostaÅ‚em siÄ™! DostaÅ‚em siÄ™! – wykrzykiwaÅ‚ zadowolony, caÅ‚ujÄ…c mnie subtelnie.
-MówiÅ‚am. – pochwaliÅ‚am siÄ™ swoim darem przewidywania i obdarowaÅ‚am jednym z najpiÄ™kniejszych uÅ›miechów, na jaki byÅ‚o mnie stać, cieszÄ…c siÄ™ z jego sukcesu.

~***~

-Nie byÅ‚oby mnie tutaj, gdyby nie moi rodzice. To oni we mnie uwierzyli i dziÄ™ki nim jestem tym, kim jestem. Chociaż.. to zwÅ‚aszcza dziÄ™ki niej. To ona daÅ‚a mi tÄ™ nadziejÄ™ i wiarÄ™ w moje możliwoÅ›ci. A ja jÄ… po prostu tak potraktowaÅ‚em.. traciliÅ›my kontakt, a nasze uczucie zaczęło odchodzić w niepamięć. Coraz wiÄ™cej nas różniÅ‚o.. przeze mnie. MiaÅ‚em nadziejÄ™, że coÅ› siÄ™ uÅ‚oży, kiedy to zakoÅ„czymy.. ale.. ale myliÅ‚em siÄ™. [T.I.], brakuje mi ciebie. Ja bez ciebie dÅ‚użej nie potrafiÄ™… - pÅ‚akaÅ‚em, mówiÄ…c do kamery z nadziejÄ…, że oglÄ…da ten program. WyjawiÅ‚em swoje uczucia na oczach kilkudziesiÄ™ciu osób z widowni i milionów widzów. PrzyznaÅ‚em siÄ™ do bÅ‚Ä™du i przyjÄ…Å‚em należytÄ… winÄ™ na swoje barki. Nie chodziÅ‚o tutaj o honor. ChodziÅ‚o tutaj o niÄ… – najcenniejszÄ… istotÄ™ na caÅ‚ej ziemi. I o uczucie, które nas Å‚Ä…czyÅ‚o. Nie mogÅ‚o siÄ™ nie liczyć. Moja wena twórcza, mój AnioÅ‚ Stróż, mój najwiÄ™kszy dar losu.. tak po prostu zdecydowaÅ‚em, że odejdziemy od siebie i zaczniemy nowe życie.. nieprzewidziane konsekwencje i uczucia, jakie mnÄ… wÅ‚adaÅ‚y, zabijaÅ‚y mnie od Å›rodka i nie potrafiÅ‚em cieszyć siÄ™ niczym.
-Odwróć siÄ™. – rozkazaÅ‚ redaktor. WykonaÅ‚em jego polecenie. StaÅ‚a przy wejÅ›ciu. Również caÅ‚a zapÅ‚akana, wpatrywaÅ‚a siÄ™ we mnie. NiedowierzajÄ…c wstaÅ‚em, przeszedÅ‚em powoli kilka kroków, zaczynajÄ…c biec w jej stronÄ™, aż w koÅ„cu przytuliÅ‚em jÄ… z caÅ‚ych siÅ‚.
-Przepraszam. Jestem kretynem. – wycedziÅ‚em peÅ‚en nienawiÅ›ci do samego siebie. PokiwaÅ‚a przeczÄ…co gÅ‚owÄ…, nie mogÄ…c siebie wydobyć żadnych słów. PoczuÅ‚em przepeÅ‚niajÄ…ce mnie szczęście, że wreszcie znów mogÄ™ trzymać jÄ… w swoich ramionach. ZaciÄ…gnÄ…Å‚em siÄ™ zapachem jej perfum i za pozwoleniem zÅ‚ożyÅ‚em namiÄ™tny pocaÅ‚unek na jej ustach. To wszystko, czego potrzebowaÅ‚em. MiaÅ‚em nadziejÄ™, że bÄ™dÄ™ siÄ™ niÄ… zachwycać do koÅ„ca swoich dni. Przy niej potrafiÅ‚em w to uwierzyć.

____
gdyby ktoś się nie połapał, to `***` oznaczają dłuższy odstęp czasu, a `*` krótszy odstęp, natomiast `~~` to zmiana narracji (pośrodku jest odpowiednia ilość gwiazdek).
obiecywałam, więc jest. mimo ze posiedzę sobie z lekcjami do nocy, postanowiłam napisać i dodać. dziękuję za okazane wsparcie. to wiele dla mnie znaczy jak i komentarze.
co do zerwania Li i Dan - mam nadzieję, że stanie się jak w końcówce tego imagine`u, czyli powrócą do siebie. trzymam za to kciuki (w innym wypadku przestanę wierzyć w prawdziwą miłość ;o)
no i to już 30 imagine . wow. mam małe święto. jak wy ze mną wytrzymujecie? ;*
co do piosenki, to ją uwielbiam i najbardziej pasuje do ostatniego akapitu, gdzie jest podsumowaniem uczuć Li. (możecie poczytać tłumaczenie, jeśli chcecie).
kolejny imagine postaram się dodać jutro. może Lou? jeszcze zobaczę i nie obiecuję, bo jutro pierwszy piątek i różaniec.. uff. ale na szczęście koniec tygodnia ;)
tymczasem uciekam do podręczników z historii, listu z polskiego i nauki tekstu piosenki na zajęcia artystyczne;)
3majcie się cieplutko w ten jakże chłodny, październikowy dzień . chyba, że u was słoneczko ;o ;*

5 komentarzy:

Proszę o zostawienie komentarza. Brak weryfikacji obrazkowej. Komentować może każdy (obejmuje to anonimowych użytkowników). Dziękuję :) x