Strony

niedziela, 27 stycznia 2013

Imagine number 37

<część 1> <część 2> 

Wszystko strasznie bolało. Nic nie było dobrze. Nic się nie układało. Bez niej, bez tego gorącego uczucia. Bez nas.. Moja historia opowiada jak jednym incydentem można rozwalić całe swoje życie. Swoje i osoby, którą kochasz. Tylko nam udało się pokochać ot tak. Tylko mi udało się to spieprzyć ot tak.
*
Oglądanie naszych video przerwał mi wpadający do mieszkania Liam.
-Zbieraj się stary. [T.I.] jest w szpitalu. - poinformował i rzucił w moją stronę skórzaną kurtkę.
-Jak to w szpitalu?! - zdenerwowałem się i zerwałem z miejsca.
-Nie wiem. Jest tam już Niall. Reszta w drodze, a ja wstąpiłem po Ciebie. Nie ma czasu. - mówił spokojnym tonem, który mnie tylko bardziej zdenerwował.
Z roztargnienia nie zamknąłem nawet drzwi na klucz. Po prostu wybiegliśmy i szybko ruszyliśmy spod budynku.
*
-Niall gadaj co jest! - dobiegłem do blondyna i zacząłem go szarpać. Chłopcy mnie odciągnęli i próbowali uspokoić.
-Przedawkowała. - rzekł załamanym głosem. -Zrobili jej płukanie żołądka i coś jeszcze, ale dawka była za silna i niewiele mogą zdziałać... - mówił coraz ciszej, a w jego oczach pojawiły się łzy. Analizowałem kilkakrotnie jego słowa i stałem jak wryty. Totalnie bez ruchu.
-To przeze mnie, prawda? - wydukałem.
-Mieliśmy Ci powiedzieć, że brała, ale obiecała, że z tym skończy i nie mamy Ci o niczym mówić... - powiedział Zayn.
-Co?! To wiedzieliście, że ćpa?! I nic nie zrobiliście?! - ryknąłem na nich.
-Ona jest dorosła...
-Dorosła?! Mieliście jej pilnować! Mieliście zrobić wszystko, by już nie cierpiała! A nie pozwolić zmarnować jej życie! - wykrzyczałem z pretensjami.
-To nie nasza wina, rozumiesz?! Ja jej nie zdradziłem i to nie przeze mnie cierpiała, więc się zejdź ze mnie! - krzyknął na mnie Horan, wyrazem twarzy wykazując pogardę i odszedł. Liam pobiegł za nim.
-Nienawidzę Was.... nienawidzę Was, rozumiecie?! Nie-na-wi-dzę! - panikowałem i uderzyłem ręką z całej siły w ścianę, a potem opuściłem głowę. W tym momencie wyszedł lekarz.
-Jest ktoś tutaj z rodziny pani [T.I. i N.]? - zapytał.
-Jesteśmy przyjaciółmi. - odezwał się Louis.
-A ja... ja jestem jej chłopakiem. Byłem. Ale proszę mówić o co chodzi. - rzekłem i błagalnym spojrzeniem obdarzyłem faceta w białym fartuchu.
*
To, co usłyszałem pozbawiło mnie jakiejkolwiek nadziei na przyszłość. Razem z nią umarłem ja.


Zamknęłam książkę i spojrzałam na palące się ognisko oczyma pełnymi łez. Nie spodziewałam się takiego zakończenia.
-I jak ta Twoja lektura, przez którą już płaczesz? - dobiegł do moich uszu głos mojej mamy.
-Wspaniała. - rzekłam z uśmiechem. -Wspaniała. - powtórzyłam cichszym tonem. Odwróciłam przedmiot i zlustrowałam okładkę obiektu moich fantazji. Piękne loki, zielone oczy, malinowe usta. Czułam, że ta twarz stanie się obiektem moich skrytych marzeń i fanaberii. Jednak w mojej głowie historia ta, w której ja będę jego ukochaną, potoczy się całkowicie inaczej.

_____
w końcu skończyłam tę historię. jeżeli macie pretensje o takowe zakończenie sprawy, proszę napisać.
mam nadzieję do następnego. x

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę o zostawienie komentarza. Brak weryfikacji obrazkowej. Komentować może każdy (obejmuje to anonimowych użytkowników). Dziękuję :) x