Strony

poniedziałek, 28 stycznia 2013

Imagine number 38.

<włącz to>


Bezczynnie patrzyłem jak nasza przyjaźń się rozpada. Jak z sekundy na sekundę, z minuty na minutę, z godziny na godzinę, z dnia na dzień oddalaliśmy się od siebie. Byliśmy sobie coraz bardziej obcy. Zmieniała nas sława, pieniądze, popularność i ingerencja osób trzecich. Przez ciągłe granie i zagmatwane sytuacje, wywołane błyskotliwością modestu, nie mieliśmy już dla siebie tyle czasu i pasja, jaką była nasza praca, zmieniła się w przykry obowiązek. Ciągłe udawanie i ograniczona swoboda bycia sobą, niszczyły nas od środka. Mogłem tylko patrzeć jak piątka najlepszych kumpli, najbardziej zgrany zespół, dążący w jednym kierunku, z czasem przestaje istnieć. I najgorsze było to, że tylko ja to widziałem. Dowód? Oto jedna z podjętych prób rozmowy z chłopakami:

"-Dlaczego nas tu ściągnąłeś? - zapytał pełen wyrzutów Malik. -Miałem spędzić dzień z Perrie, bo wkrótce wyjeżdża w trasę, a ja zostaję w Londynie.
-No właśnie. Nie zauważyliście, że nie mamy dla siebie czasu? - podjąłem próbę rozmowy.
-Stary. Razem pracujemy i podróżujemy. Zespół pochłania 4/5 mojego życia. Więc nie mów, że nie poświęcamy sobie czasu. - rzekł Harry z ironią.
-Nie o to chodzi! - wściekłem się. - Pamiętacie czasy XFactora? Wtedy spędzanie czasu ze sobą nie było uciążliwe. Razem świetnie się bawiliśmy! Śpiewanie było naszą pasją. Byliśmy sobą i nasza przyjaźń była na prawdę ogromna....
-Cały czas jest. Nie wiem, co Ty pleciesz. Chyba Ci się nudzi. Zrób twitcama albo odwiedź Nandos. Zabijesz czas i może przestaniesz bredzić. - zdenerwował się Louis.
-Nie wyzywaj go. Chce dobrze. - obronił mnie wielkoduszny Liam.
-Chyba z Wami coś nie tak. Nie widzę nic złego w naszym zachowaniu. - stwierdził Tomlinson.
-Ma rację. Czasy XFactora dawno minęły. Teraz jesteśmy sławni i musimy się pilnować. Nie ma miejsca na takie wybryki. - oznajmił Zayn.
-No niby racja, Malik. Dobra, już muszę się zbierać. Idę do kina z Dan. - poinformował nas Payne.
-Sami widzicie! - próbowałem podać im argument mojej obawy.
-Widzimy, że przyda Ci się sen. - uciął Tommo i wszyscy opuścili pomieszczenie z obojętnymi minami, zostawiając mnie załamanego."

W Liamie, Zaynie, Louisie czy Harrym nie miałem już wsparcia. Szukałem go gdzieś indziej, gdyż oni byli zajęci swoimi dziewczynami i zamieszaniem wokół nich. Nic nie było jak dawniej. Zaczęli nałogowo się tatuować, przestali być zabawni. Przez nienawiść, jaką obdarzali nas antyfani, staraliśmy się kontrolować swoje zachowanie. Właściwie oni beztroskę ograniczyli do zera. Nie chodzi o to, że dojrzeli czy dorośli. Jednego dnia są pełnymi życia dzieciakami, a drugiego już poważnymi wokalistami? Sami chyba widzicie, że to niemożliwe. I tylko ja zdawałem sobie z tego sprawę. Ja - Niall Horan. Może to faktycznie dlatego, że tylko ja z nich byłem singlem? Może to dlatego, że ja miałem najwięcej czasu, a oni zajmowali się swoją miłością? Tak czy owak, nic nie robiąc, stało by się to, czego najbardziej nie chcieli nasi fani, a w szczególności ja sam. One Direction było całym moim życiem. Gdyby było tak, jak do tej pory - chłopcy zajmowaliby się sobą, oddalili się maksymalnie od siebie,a  w końcu stracili wspólny język i zaufanie do siebie. Wtedy skończyłaby się przyjaźń i wspólną pracę uważaliby za mękę. Nie mogłem na to pozwolić. A jak coś sobie postanowię, to nie ma odwrotu. W końcu jestem Horan. Niall Horan. A my nie zostaniemy wiecznie młodzi.


*

Nie zdziałałem nic. Już było za późno. Widocznie nazwisko Horan to nie wszystko. Płyty przestały się sprzedawać. Nasza muzyka przestała się podobać fanom. Zaczęliśmy ich tracić. Ziściły się nasze najgorsze koszmary - zespół rozpadł się. Czy możliwe, by klęska była nam pisana od początku? To przez tę sztuczność. Ludzie pokochali nas takich, jakimi byliśmy na prawdę, a nie tych, których graliśmy. Jeszcze kilka miesięcy temu byliśmy najpotężniejszym boysbandem na świecie. Teraz już nie mieliśmy nic. Nasza przyjaźń tego nie przetrwała. Przebywanie ze sobą przynosiło jedynie ból. Stać ich było jedynie na przeprosiny, że mnie nie posłuchali. Ciężko mi było zostawić to wszystko. Chyba zbyt pokochałem to życie. Stałem się cieniem, nikim. Jednego dnia popularna gwiazda, drugiego totalne zero. Wrak człowieka. Jednak najbardziej zabolała mnie ta strata przyjaciół. Nic tak mocno jak to. Jak to jest, że rano budzisz się i masz wszystko. Z każdą minutą staję się coraz gorzej, coraz więcej tracisz. A wieczorem nie ma już nic. Nic nie może przecież wiecznie trwać...
Koniec zespołu.
Koniec przyjaźni.
Koniec pasji.
Koniec wszystkiego.
Koniec mojego życia.
Koniec jego sensu.
Koniec. Nic poza tym.
Wieczna otchłań końca.
Koniec.
Koniec....
KONIEC.


-AAAAAAAAAAA! - Obudziłem się z krzykiem - Aaaaa! Chłopcy wróćcie! Nie zostawiajcie mnie! Nie chcę wpaść do tej otchłani! - wrzeszczałem.
-Niall! Spokojnie! - uspokajał mnie Liam.
-Liam nie odchodź! Zostań ze mną! - majaczyłem, błagając przyjaciela o zostanie.
-Ale już dobrze. Uderzyłeś się w głowę i straciłeś przytomność na kilka godzin! Już dobrze. Jesteśmy tu wszyscy. - przemawiał, akcentując wyraźnie ze spokojem każde zdanie.
-Nie chcę, żeby zespół się rozpadł! Nie możemy niczego zrobić? Jesteś najmądrzejszy, zrób coś, pro..
-Co?! One Direction nadal istnieje! To tylko wymysł Twojej wyobraźni. - głaskał mnie po głowie Louis.
-Serio? Uszczypnij mnie, że to nie sen. - poprosiłem. - AUĆ! - krzyknąłem, gdy poczułem ostry ból przeszywający mój nadgarstek.
-No co? Mieliśmy Cię uszczypnąć. - rzekł Harry.
-To jednak Wy! Moi przyjaciele! Nie opuszczajcie mnie! - błagałem zrozpaczony.
-Nigdy! - przyrzekł Zayn. Zrobiliśmy zbiorowy uścisk.
-Auć! Moja noga! Harry! - syknąłem.
-Wygodne to szpitalne łóżko. - stwierdził Loczek i obdarzył mnie ciepłym uśmiechem.
-Ale nadal się przyjaźnimy? Nie oddaliliśmy się od siebie? - wypytywałem ich.
-Horan! To uderzenie w głowę musiało być na prawdę poważne. - rzucił z sarkazmem Tommo.
-No coś Ty. To nie przez ten incydent. Ten uraz to on ma od urodzenia. - oznajmił Malik. Wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem.
-Ale to urojenie, to nam musisz opowiedzieć. - rzekł Payne.
Odzyskałem przyjaciół. Właściwie, to cały czas ich miałem. Moja podświadomość pokazała mi jedynie, że tego nie doceniałem. Opowiem chłopakom. Nawet gdy się będą śmiali. Nikt z nas z pewnością nie chce, by nasza #1DFamily się rozpadnie. Co jak co, ale One Direction i Directioners są na wieki. Na zawsze, Do końca świata i jeden dzień dłużej.




_______________
ostatni imagine wyszedł masakrycznie, jak i ten. nie zdziwię się, jeśli przestaniecie to czytać. chyba moja wena czy coś wyczerpało się.
mam nadzieję, że zrozumieliście treść. wiem - stałam się beznadziejną twórczynią.

2 komentarze:

Proszę o zostawienie komentarza. Brak weryfikacji obrazkowej. Komentować może każdy (obejmuje to anonimowych użytkowników). Dziękuję :) x