<włącz to>
Bezczynnie patrzyłem jak nasza przyjaźń się rozpada. Jak z sekundy na sekundę, z minuty na minutę, z godziny na godzinę, z dnia na dzień oddalaliśmy się od siebie. Byliśmy sobie coraz bardziej obcy. Zmieniała nas sława, pieniądze, popularność i ingerencja osób trzecich. Przez ciągłe granie i zagmatwane sytuacje, wywołane błyskotliwością modestu, nie mieliśmy już dla siebie tyle czasu i pasja, jaką była nasza praca, zmieniła się w przykry obowiązek. Ciągłe udawanie i ograniczona swoboda bycia sobą, niszczyły nas od środka. Mogłem tylko patrzeć jak piątka najlepszych kumpli, najbardziej zgrany zespół, dążący w jednym kierunku, z czasem przestaje istnieć. I najgorsze było to, że tylko ja to widziałem. Dowód? Oto jedna z podjętych prób rozmowy z chłopakami:
"-Dlaczego nas tu ściągnąłeś? - zapytał pełen wyrzutów Malik. -Miałem spędzić dzień z Perrie, bo wkrótce wyjeżdża w trasę, a ja zostaję w Londynie.
-No właśnie. Nie zauważyliście, że nie mamy dla siebie czasu? - podjąłem próbę rozmowy.
-Stary. Razem pracujemy i podróżujemy. Zespół pochłania 4/5 mojego życia. Więc nie mów, że nie poświęcamy sobie czasu. - rzekł Harry z ironią.
-Nie o to chodzi! - wściekłem się. - Pamiętacie czasy XFactora? Wtedy spędzanie czasu ze sobą nie było uciążliwe. Razem świetnie się bawiliśmy! Śpiewanie było naszą pasją. Byliśmy sobą i nasza przyjaźń była na prawdę ogromna....
-Cały czas jest. Nie wiem, co Ty pleciesz. Chyba Ci się nudzi. Zrób twitcama albo odwiedź Nandos. Zabijesz czas i może przestaniesz bredzić. - zdenerwował się Louis.
-Nie wyzywaj go. Chce dobrze. - obronił mnie wielkoduszny Liam.
-Chyba z Wami coś nie tak. Nie widzę nic złego w naszym zachowaniu. - stwierdził Tomlinson.
-Ma rację. Czasy XFactora dawno minęły. Teraz jesteśmy sławni i musimy się pilnować. Nie ma miejsca na takie wybryki. - oznajmił Zayn.
-No niby racja, Malik. Dobra, już muszę się zbierać. Idę do kina z Dan. - poinformował nas Payne.
-Sami widzicie! - próbowałem podać im argument mojej obawy.
-Widzimy, że przyda Ci się sen. - uciął Tommo i wszyscy opuścili pomieszczenie z obojętnymi minami, zostawiając mnie załamanego."
W Liamie, Zaynie, Louisie czy Harrym nie miałem już wsparcia. Szukałem go gdzieś indziej, gdyż oni byli zajęci swoimi dziewczynami i zamieszaniem wokół nich. Nic nie było jak dawniej. Zaczęli nałogowo się tatuować, przestali być zabawni. Przez nienawiść, jaką obdarzali nas antyfani, staraliśmy się kontrolować swoje zachowanie. Właściwie oni beztroskę ograniczyli do zera. Nie chodzi o to, że dojrzeli czy dorośli. Jednego dnia są pełnymi życia dzieciakami, a drugiego już poważnymi wokalistami? Sami chyba widzicie, że to niemożliwe. I tylko ja zdawałem sobie z tego sprawę. Ja - Niall Horan. Może to faktycznie dlatego, że tylko ja z nich byłem singlem? Może to dlatego, że ja miałem najwięcej czasu, a oni zajmowali się swoją miłością? Tak czy owak, nic nie robiąc, stało by się to, czego najbardziej nie chcieli nasi fani, a w szczególności ja sam. One Direction było całym moim życiem. Gdyby było tak, jak do tej pory - chłopcy zajmowaliby się sobą, oddalili się maksymalnie od siebie,a w końcu stracili wspólny język i zaufanie do siebie. Wtedy skończyłaby się przyjaźń i wspólną pracę uważaliby za mękę. Nie mogłem na to pozwolić. A jak coś sobie postanowię, to nie ma odwrotu. W końcu jestem Horan. Niall Horan. A my nie zostaniemy wiecznie młodzi.
*
Nie zdziałałem nic. Już było za późno. Widocznie nazwisko Horan to nie wszystko. Płyty przestały się sprzedawać. Nasza muzyka przestała się podobać fanom. Zaczęliśmy ich tracić. Ziściły się nasze najgorsze koszmary - zespół rozpadł się. Czy możliwe, by klęska była nam pisana od początku? To przez tę sztuczność. Ludzie pokochali nas takich, jakimi byliśmy na prawdę, a nie tych, których graliśmy. Jeszcze kilka miesięcy temu byliśmy najpotężniejszym boysbandem na świecie. Teraz już nie mieliśmy nic. Nasza przyjaźń tego nie przetrwała. Przebywanie ze sobą przynosiło jedynie ból. Stać ich było jedynie na przeprosiny, że mnie nie posłuchali. Ciężko mi było zostawić to wszystko. Chyba zbyt pokochałem to życie. Stałem się cieniem, nikim. Jednego dnia popularna gwiazda, drugiego totalne zero. Wrak człowieka. Jednak najbardziej zabolała mnie ta strata przyjaciół. Nic tak mocno jak to. Jak to jest, że rano budzisz się i masz wszystko. Z każdą minutą staję się coraz gorzej, coraz więcej tracisz. A wieczorem nie ma już nic. Nic nie może przecież wiecznie trwać...
Koniec zespołu.
Koniec przyjaźni.
Koniec pasji.
Koniec wszystkiego.
Koniec mojego życia.
Koniec jego sensu.
Koniec. Nic poza tym.
Wieczna otchłań końca.
Koniec.
Koniec....
KONIEC.
-AAAAAAAAAAA! - Obudziłem się z krzykiem - Aaaaa! Chłopcy wróćcie! Nie zostawiajcie mnie! Nie chcę wpaść do tej otchłani! - wrzeszczałem.
-Niall! Spokojnie! - uspokajał mnie Liam.
-Liam nie odchodź! Zostań ze mną! - majaczyłem, błagając przyjaciela o zostanie.
-Ale już dobrze. Uderzyłeś się w głowę i straciłeś przytomność na kilka godzin! Już dobrze. Jesteśmy tu wszyscy. - przemawiał, akcentując wyraźnie ze spokojem każde zdanie.
-Nie chcę, żeby zespół się rozpadł! Nie możemy niczego zrobić? Jesteś najmądrzejszy, zrób coś, pro..
-Co?! One Direction nadal istnieje! To tylko wymysł Twojej wyobraźni. - głaskał mnie po głowie Louis.
-Serio? Uszczypnij mnie, że to nie sen. - poprosiłem. - AUĆ! - krzyknąłem, gdy poczułem ostry ból przeszywający mój nadgarstek.
-No co? Mieliśmy Cię uszczypnąć. - rzekł Harry.
-To jednak Wy! Moi przyjaciele! Nie opuszczajcie mnie! - błagałem zrozpaczony.
-Nigdy! - przyrzekł Zayn. Zrobiliśmy zbiorowy uścisk.
-Auć! Moja noga! Harry! - syknąłem.
-Wygodne to szpitalne łóżko. - stwierdził Loczek i obdarzył mnie ciepłym uśmiechem.
-Ale nadal się przyjaźnimy? Nie oddaliliśmy się od siebie? - wypytywałem ich.
-Horan! To uderzenie w głowę musiało być na prawdę poważne. - rzucił z sarkazmem Tommo.
-No coś Ty. To nie przez ten incydent. Ten uraz to on ma od urodzenia. - oznajmił Malik. Wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem.
-Ale to urojenie, to nam musisz opowiedzieć. - rzekł Payne.
Odzyskałem przyjaciół. Właściwie, to cały czas ich miałem. Moja podświadomość pokazała mi jedynie, że tego nie doceniałem. Opowiem chłopakom. Nawet gdy się będą śmiali. Nikt z nas z pewnością nie chce, by nasza #1DFamily się rozpadnie. Co jak co, ale One Direction i Directioners są na wieki. Na zawsze, Do końca świata i jeden dzień dłużej.
_______________
ostatni imagine wyszedł masakrycznie, jak i ten. nie zdziwię się, jeśli przestaniecie to czytać. chyba moja wena czy coś wyczerpało się.
mam nadzieję, że zrozumieliście treść. wiem - stałam się beznadziejną twórczynią.
Strony
▼
poniedziałek, 28 stycznia 2013
niedziela, 27 stycznia 2013
Imagine number 37
<część 1> <część 2>
Wszystko strasznie bolało. Nic nie było dobrze. Nic się nie układało. Bez niej, bez tego gorącego uczucia. Bez nas.. Moja historia opowiada jak jednym incydentem można rozwalić całe swoje życie. Swoje i osoby, którą kochasz. Tylko nam udało się pokochać ot tak. Tylko mi udało się to spieprzyć ot tak.
*
Oglądanie naszych video przerwał mi wpadający do mieszkania Liam.
-Zbieraj się stary. [T.I.] jest w szpitalu. - poinformował i rzucił w moją stronę skórzaną kurtkę.
-Jak to w szpitalu?! - zdenerwowałem się i zerwałem z miejsca.
-Nie wiem. Jest tam już Niall. Reszta w drodze, a ja wstąpiłem po Ciebie. Nie ma czasu. - mówił spokojnym tonem, który mnie tylko bardziej zdenerwował.
Z roztargnienia nie zamknąłem nawet drzwi na klucz. Po prostu wybiegliśmy i szybko ruszyliśmy spod budynku.
*
-Niall gadaj co jest! - dobiegłem do blondyna i zacząłem go szarpać. Chłopcy mnie odciągnęli i próbowali uspokoić.
-Przedawkowała. - rzekł załamanym głosem. -Zrobili jej płukanie żołądka i coś jeszcze, ale dawka była za silna i niewiele mogą zdziałać... - mówił coraz ciszej, a w jego oczach pojawiły się łzy. Analizowałem kilkakrotnie jego słowa i stałem jak wryty. Totalnie bez ruchu.
-To przeze mnie, prawda? - wydukałem.
-Mieliśmy Ci powiedzieć, że brała, ale obiecała, że z tym skończy i nie mamy Ci o niczym mówić... - powiedział Zayn.
-Co?! To wiedzieliście, że ćpa?! I nic nie zrobiliście?! - ryknąłem na nich.
-Ona jest dorosła...
-Dorosła?! Mieliście jej pilnować! Mieliście zrobić wszystko, by już nie cierpiała! A nie pozwolić zmarnować jej życie! - wykrzyczałem z pretensjami.
-To nie nasza wina, rozumiesz?! Ja jej nie zdradziłem i to nie przeze mnie cierpiała, więc się zejdź ze mnie! - krzyknął na mnie Horan, wyrazem twarzy wykazując pogardę i odszedł. Liam pobiegł za nim.
-Nienawidzę Was.... nienawidzę Was, rozumiecie?! Nie-na-wi-dzę! - panikowałem i uderzyłem ręką z całej siły w ścianę, a potem opuściłem głowę. W tym momencie wyszedł lekarz.
-Jest ktoś tutaj z rodziny pani [T.I. i N.]? - zapytał.
-Jesteśmy przyjaciółmi. - odezwał się Louis.
-A ja... ja jestem jej chłopakiem. Byłem. Ale proszę mówić o co chodzi. - rzekłem i błagalnym spojrzeniem obdarzyłem faceta w białym fartuchu.
*
To, co usłyszałem pozbawiło mnie jakiejkolwiek nadziei na przyszłość. Razem z nią umarłem ja.
Zamknęłam książkę i spojrzałam na palące się ognisko oczyma pełnymi łez. Nie spodziewałam się takiego zakończenia.
-I jak ta Twoja lektura, przez którą już płaczesz? - dobiegł do moich uszu głos mojej mamy.
-Wspaniała. - rzekłam z uśmiechem. -Wspaniała. - powtórzyłam cichszym tonem. Odwróciłam przedmiot i zlustrowałam okładkę obiektu moich fantazji. Piękne loki, zielone oczy, malinowe usta. Czułam, że ta twarz stanie się obiektem moich skrytych marzeń i fanaberii. Jednak w mojej głowie historia ta, w której ja będę jego ukochaną, potoczy się całkowicie inaczej.
_____
w końcu skończyłam tę historię. jeżeli macie pretensje o takowe zakończenie sprawy, proszę napisać.
mam nadzieję do następnego. x
Wszystko strasznie bolało. Nic nie było dobrze. Nic się nie układało. Bez niej, bez tego gorącego uczucia. Bez nas.. Moja historia opowiada jak jednym incydentem można rozwalić całe swoje życie. Swoje i osoby, którą kochasz. Tylko nam udało się pokochać ot tak. Tylko mi udało się to spieprzyć ot tak.
*
Oglądanie naszych video przerwał mi wpadający do mieszkania Liam.
-Zbieraj się stary. [T.I.] jest w szpitalu. - poinformował i rzucił w moją stronę skórzaną kurtkę.
-Jak to w szpitalu?! - zdenerwowałem się i zerwałem z miejsca.
-Nie wiem. Jest tam już Niall. Reszta w drodze, a ja wstąpiłem po Ciebie. Nie ma czasu. - mówił spokojnym tonem, który mnie tylko bardziej zdenerwował.
Z roztargnienia nie zamknąłem nawet drzwi na klucz. Po prostu wybiegliśmy i szybko ruszyliśmy spod budynku.
*
-Niall gadaj co jest! - dobiegłem do blondyna i zacząłem go szarpać. Chłopcy mnie odciągnęli i próbowali uspokoić.
-Przedawkowała. - rzekł załamanym głosem. -Zrobili jej płukanie żołądka i coś jeszcze, ale dawka była za silna i niewiele mogą zdziałać... - mówił coraz ciszej, a w jego oczach pojawiły się łzy. Analizowałem kilkakrotnie jego słowa i stałem jak wryty. Totalnie bez ruchu.
-To przeze mnie, prawda? - wydukałem.
-Mieliśmy Ci powiedzieć, że brała, ale obiecała, że z tym skończy i nie mamy Ci o niczym mówić... - powiedział Zayn.
-Co?! To wiedzieliście, że ćpa?! I nic nie zrobiliście?! - ryknąłem na nich.
-Ona jest dorosła...
-Dorosła?! Mieliście jej pilnować! Mieliście zrobić wszystko, by już nie cierpiała! A nie pozwolić zmarnować jej życie! - wykrzyczałem z pretensjami.
-To nie nasza wina, rozumiesz?! Ja jej nie zdradziłem i to nie przeze mnie cierpiała, więc się zejdź ze mnie! - krzyknął na mnie Horan, wyrazem twarzy wykazując pogardę i odszedł. Liam pobiegł za nim.
-Nienawidzę Was.... nienawidzę Was, rozumiecie?! Nie-na-wi-dzę! - panikowałem i uderzyłem ręką z całej siły w ścianę, a potem opuściłem głowę. W tym momencie wyszedł lekarz.
-Jest ktoś tutaj z rodziny pani [T.I. i N.]? - zapytał.
-Jesteśmy przyjaciółmi. - odezwał się Louis.
-A ja... ja jestem jej chłopakiem. Byłem. Ale proszę mówić o co chodzi. - rzekłem i błagalnym spojrzeniem obdarzyłem faceta w białym fartuchu.
*
To, co usłyszałem pozbawiło mnie jakiejkolwiek nadziei na przyszłość. Razem z nią umarłem ja.
Zamknęłam książkę i spojrzałam na palące się ognisko oczyma pełnymi łez. Nie spodziewałam się takiego zakończenia.
-I jak ta Twoja lektura, przez którą już płaczesz? - dobiegł do moich uszu głos mojej mamy.
-Wspaniała. - rzekłam z uśmiechem. -Wspaniała. - powtórzyłam cichszym tonem. Odwróciłam przedmiot i zlustrowałam okładkę obiektu moich fantazji. Piękne loki, zielone oczy, malinowe usta. Czułam, że ta twarz stanie się obiektem moich skrytych marzeń i fanaberii. Jednak w mojej głowie historia ta, w której ja będę jego ukochaną, potoczy się całkowicie inaczej.
_____
w końcu skończyłam tę historię. jeżeli macie pretensje o takowe zakończenie sprawy, proszę napisać.
mam nadzieję do następnego. x
piątek, 25 stycznia 2013
Imagine number 36
<w tym imagine możecie czytać, mając na myśli dowolnego chłopaka z One Direction>
Istnieje wiele mitów na temat damsko-męskiej przyjaźni. Jedni mówią, że ona nie istnieje i jest tylko zaczątkiem miłości. Jakby wstępną fazą. Drudzy, że każdy, kto jej nie przeżył, nie wie, jak wspaniała to przyjaźń i nie koniecznie wiąże się z miłością. Trzeci nie mają zdania na ten temat. Ja należałam do tych ostatnich. Co prawda przyjaźniłam się z chłopakiem, ale sama nie byłam pewna swoich uczuć. Byliśmy do siebie szczerzy i traktowaliśmy się jak stare, dobre małżeństwo. Z tym szczegółem, że nie traktowaliśmy się jak para.
Bolało mnie niemiłosiernie każde rozstanie. Czułam kłucie w sercu, gdy widziałam go z jakąś dziewczyną. Mówiłam sobie, że martwię się o niego, by nie miał złamanego serca. Z czasem zaczęłam zastanawiać się, czy aby nie jestem w nim zakochana. Spędzałam coraz więcej czasu na tych przemyśleniach, a nie u jego boku, jak zazwyczaj. Wiedziałam, że nie mogę wyjawić mu, tego, co w sobie duszę. Rozstaliśmy się na kilka miesięcy z powodu jego trasy koncertowej, w której nie chciałam uczestniczyć. Kontaktowaliśmy się tylko i wyłącznie za pomocą Internetu i telefonu komórkowego.
W końcu, gdy wrócili, razem z zespołem wydał przyjęcie, na którym świętowaliśmy ich sukces. W pewnym momencie urwał mi się film lub po prostu umysł spłatał mi figla i nie byłam w pełni świadoma tego, co robię.
*
Otworzyłam delikatnie oczy z uśmiechem na ustach. Znajdowałam się w znajomym pokoju. Moja głowa ułożona była na torsie jakiegoś chłopaka. Gdy ją uniosłam ujrzałam potarganą czuprynę przyjaciela. Po kilku sekundach, gdy wróciła mi świadomość, zerwałam się z łóżka. Byłam naga, podobnie jak on. Zabrałam kawałek pościeli i się nią owinęłam, nerwowo chodząc po pokoju, by przypomnieć sobie wydarzenia ostatniej nocy. Ogarniało mnie tylko uczucie zadowolenia i euforii. Podeszłam do okna, by zastanowić się, co dalej zrobić.
~*~
Nie uciekła. Stała przy oknie niczym muza owinięta w suknię chwały. Po cichu podszedłem do niej i musnąłem jej ramię i mocno przytuliłem od tyłu.
-Myślałem, że uciekłaś. - rzekłem, rozkoszując się jej perfum, które dotąd pozostały na jej ciele.
-Nie uciekłam. - zapewniła i odwróciła się do mnie, podtrzymując pościel, którą była owinięta. -Zastanawiam się tylko, czy dobrze zrobiliśmy... - dodała, patrząc oczyma pełnymi wyrzutów.
-A co mówi Ci serce? - zapytałem odrobinę niepewny.
-A Tobie? - zagrała sprytnie, przebijając mnie na wylot swymi oczyma.
-Boję się, że czuje zupełnie coś innego niż Twoje i że osoba, które je posiada może Cię zranić. - przemawiałem, gładząc jej zaróżowiony policzek.
-Sama nie wiem, co czuję. I czy oboje nawzajem siebie nie zraniliśmy. - odpowiedziała. Wydawało mi się, że to jednoznaczna odpowiedź.
-Przepraszam. Wezmę swoje rzeczy i może już pójdę. - zaproponowałem, a ona kiwnęła głową. Spojrzałem w jej zaszklone oczy i odszedłem. Wziąłem swoje rzeczy i ubierałem się, a ona znów patrzyła w widok, rozciągający się za oknem. Wyszedłem z pokoju. Gdy znalazłem się przy drzwiach wyjściowych, wewnętrzny głos podpowiedział mi, bym wrócił. Pobiegłem szybko do jej pokoju. Siedziała na łóżku. Płakała. Podszedłem do niej i przytuliłem ją. -Zrobiłem coś nie tak? - upewniłem się.
-Nie chcę, byśmy się przyjaźnili, rozumiesz? - poinformowała mnie. W jednej chwili zawalił mi się cały świat. Jedna noc zmieniła wszystko.
-Mam odejść? - zapytałem pełen żalu i rozpaczy.
-A wytrzymasz ze mną? Z tym wszystkim? - rzucała kolejne pytania.
-Nie wytrzymam bez Ciebie. - odparłem i z całych sił ją przytuliłem, składając na jej czole ciepły pocałunek.
____
Nie wiem, co zrobić z tym blogiem. Dalej go prowadzić, czy odejść? Proszę o komentarze. To dla mnie bardzo ważne.
Co sądzicie o tym imagine? Właściwie napisałam go na doczekaniu. Nie wiem, jak z poprzednim, ponieważ są tylko 2 komentarze. To znaczy, ze nie kontynuować?
Im więcej komentarzy, tym szybciej następna praca.
BARDZO PROSZĘ O OPINIE. inaczej prowadzenie tego bloga będzie pozbawione sensu.
Dżejn M. xx
Istnieje wiele mitów na temat damsko-męskiej przyjaźni. Jedni mówią, że ona nie istnieje i jest tylko zaczątkiem miłości. Jakby wstępną fazą. Drudzy, że każdy, kto jej nie przeżył, nie wie, jak wspaniała to przyjaźń i nie koniecznie wiąże się z miłością. Trzeci nie mają zdania na ten temat. Ja należałam do tych ostatnich. Co prawda przyjaźniłam się z chłopakiem, ale sama nie byłam pewna swoich uczuć. Byliśmy do siebie szczerzy i traktowaliśmy się jak stare, dobre małżeństwo. Z tym szczegółem, że nie traktowaliśmy się jak para.
Bolało mnie niemiłosiernie każde rozstanie. Czułam kłucie w sercu, gdy widziałam go z jakąś dziewczyną. Mówiłam sobie, że martwię się o niego, by nie miał złamanego serca. Z czasem zaczęłam zastanawiać się, czy aby nie jestem w nim zakochana. Spędzałam coraz więcej czasu na tych przemyśleniach, a nie u jego boku, jak zazwyczaj. Wiedziałam, że nie mogę wyjawić mu, tego, co w sobie duszę. Rozstaliśmy się na kilka miesięcy z powodu jego trasy koncertowej, w której nie chciałam uczestniczyć. Kontaktowaliśmy się tylko i wyłącznie za pomocą Internetu i telefonu komórkowego.
W końcu, gdy wrócili, razem z zespołem wydał przyjęcie, na którym świętowaliśmy ich sukces. W pewnym momencie urwał mi się film lub po prostu umysł spłatał mi figla i nie byłam w pełni świadoma tego, co robię.
*
Otworzyłam delikatnie oczy z uśmiechem na ustach. Znajdowałam się w znajomym pokoju. Moja głowa ułożona była na torsie jakiegoś chłopaka. Gdy ją uniosłam ujrzałam potarganą czuprynę przyjaciela. Po kilku sekundach, gdy wróciła mi świadomość, zerwałam się z łóżka. Byłam naga, podobnie jak on. Zabrałam kawałek pościeli i się nią owinęłam, nerwowo chodząc po pokoju, by przypomnieć sobie wydarzenia ostatniej nocy. Ogarniało mnie tylko uczucie zadowolenia i euforii. Podeszłam do okna, by zastanowić się, co dalej zrobić.
~*~
Nie uciekła. Stała przy oknie niczym muza owinięta w suknię chwały. Po cichu podszedłem do niej i musnąłem jej ramię i mocno przytuliłem od tyłu.
-Myślałem, że uciekłaś. - rzekłem, rozkoszując się jej perfum, które dotąd pozostały na jej ciele.
-Nie uciekłam. - zapewniła i odwróciła się do mnie, podtrzymując pościel, którą była owinięta. -Zastanawiam się tylko, czy dobrze zrobiliśmy... - dodała, patrząc oczyma pełnymi wyrzutów.
-A co mówi Ci serce? - zapytałem odrobinę niepewny.
-A Tobie? - zagrała sprytnie, przebijając mnie na wylot swymi oczyma.
-Boję się, że czuje zupełnie coś innego niż Twoje i że osoba, które je posiada może Cię zranić. - przemawiałem, gładząc jej zaróżowiony policzek.
-Sama nie wiem, co czuję. I czy oboje nawzajem siebie nie zraniliśmy. - odpowiedziała. Wydawało mi się, że to jednoznaczna odpowiedź.
-Przepraszam. Wezmę swoje rzeczy i może już pójdę. - zaproponowałem, a ona kiwnęła głową. Spojrzałem w jej zaszklone oczy i odszedłem. Wziąłem swoje rzeczy i ubierałem się, a ona znów patrzyła w widok, rozciągający się za oknem. Wyszedłem z pokoju. Gdy znalazłem się przy drzwiach wyjściowych, wewnętrzny głos podpowiedział mi, bym wrócił. Pobiegłem szybko do jej pokoju. Siedziała na łóżku. Płakała. Podszedłem do niej i przytuliłem ją. -Zrobiłem coś nie tak? - upewniłem się.
-Nie chcę, byśmy się przyjaźnili, rozumiesz? - poinformowała mnie. W jednej chwili zawalił mi się cały świat. Jedna noc zmieniła wszystko.
-Mam odejść? - zapytałem pełen żalu i rozpaczy.
-A wytrzymasz ze mną? Z tym wszystkim? - rzucała kolejne pytania.
-Nie wytrzymam bez Ciebie. - odparłem i z całych sił ją przytuliłem, składając na jej czole ciepły pocałunek.
____
Nie wiem, co zrobić z tym blogiem. Dalej go prowadzić, czy odejść? Proszę o komentarze. To dla mnie bardzo ważne.
Co sądzicie o tym imagine? Właściwie napisałam go na doczekaniu. Nie wiem, jak z poprzednim, ponieważ są tylko 2 komentarze. To znaczy, ze nie kontynuować?
Im więcej komentarzy, tym szybciej następna praca.
BARDZO PROSZĘ O OPINIE. inaczej prowadzenie tego bloga będzie pozbawione sensu.
Dżejn M. xx
poniedziałek, 21 stycznia 2013
Imagine number 35 part I
Każdy marzy o sławie. Każdy, kto jej nie zaznał. A jeśli jej zaznał, dochodząc oraz osiągając wszystko, co tylko sobie wyśnił i nie ma jej dość, chcąc piąć się do góry - musi być zachłanny na pieniądze. Droga do niej nie jest usłana różami, tylko kamieniami i kłodami, ale sama ona ma kolczaste podłoże, gdy do niej dojdziemy. Albo zranisz, albo zostaniesz zraniony. Albo kupisz, albo zostaniesz kupiony. Nie jest łatwo. Wybierasz to lub to. Jesteś nad wozie lub pod wozem. Jesteś hot or not. Sama nie potrafiłabym dokonywać takich wyborów. Miałam zaufanego menagera, który pomagał mi w wielu sprawach. Właśnie. Użyłam dobrego czasu. MIAŁAM ZAUFANEGO MENAGERA. Dlaczego czas przeszły? Może dlatego, że przestałam mu ufać? Może dlatego, że robił wszystko dla 'dobra mojej sławy i kariery oraz swojego portfela', a nie 'dla mojego dobra'? To chyba wystarczające argumenty. Więc między innymi znosiłam nieprzespane noce, poświęcona uczeniu się scenariuszy czy układów tanecznych, wieczne podróże i długie rozstania z rodziną. Zwykle w takich bajeczkach bywa szczęśliwe zakończenie. Ale w tej sytuacji na nic takiego z początku się nie zanosiło. Dlaczego? Przesadził, przegiął, pogięło go...
*
-Znasz One Direction? - zapytał pewnego dnia, gdy poprosił o spotkanie w jego biurze.
-To chyba jakiś boysband, zgadza się? - niepewnie odpowiedziałam po krótkim zastanowieniu.
-Dokładnie. W jego skład wchodzi pięciu chłopców: Harry Styles, Louis Tomlinson, Zayn Malik, Liam Payne i Niall Horan. - wytłumaczył, a raczej rzekłabym: wyczytał z kartki.
-I co w związku z tym? - rzuciłam obojętnie i ziewnęłam ukradkiem. Jedyne o czym teraz marzyłam to dłuuuga kąpiel i wielogodzinny sen,a nie odgadywanie dziwnych myśli meganera.
-Będzie cię interesował ten ostatni. - uciął, kładąc przede mną jego zdjęcie.
-Ten Niall Hor... Zaraz, zaraz. Jak to "będzie mnie interesował"?! - zbulwersowałam się, niemal zrywając się z fotela.
-Rozmawiałem z jego menagerami. Oboje potrzebujecie jeszcze większego rozgłosu. Więc dla obustronnych korzyści zostaniecie parą. Jego fani mogą stać się twoimi, a twoi - jego. - ciągnął naturalnie swoją gadkę, jakby oznajmiał codziennie, że ktoś, o kim tylko słyszałaś, ma zostać Twoim chłopakiem.
-Mam chodzić z kimś, kogo nie znam?! W tym momencie pan...
-To poznasz. - przerwał mi, bawiąc się rękoma.
-Zwalniam pana. - rzekłam podobnym tonem do jego.
-Po pierwsze mamy umowę, a po drugie nawet twoi najbliżsi uznali, że mogłabyś kogoś poznać, bo nie masz przyjaciół. - dodał, rozkładając ręce, jakby chciał przekazać, że nie mam wyjścia.
-Marzy się panu, panie Smith! Nie będę okłamywała fanów ani nic udawała! - ucięłam krótko i ze złością kierowałam się ku wyjściu.
-Jesteś świetną aktorką. Dasz radę. Jutro o 15 bądź pod adresem, który wysłałem Ci na pocztę. - oznajmił, a ja trzasnęłam drzwiami i zdenerwowana ruszyłam do domu.
*
-Dzień dobry. Nazywam się John Smith, a to właśnie [T.I. i N.]. Przepraszamy za kilkuminutowe spóźnienie. - rzucił, gdy wchodziliśmy do jakiejś sali, przypominającej te konferencyjne, jakie zazwyczaj są w amerykańskich filmach.
-Dzień dobry. - rzekłam cicho i z nutą szorstkości w głosie.
-Witam. Bardzo miło, że przyszliście. - przywitał nas facet w średnim wieku i uśmiechnął się szeroko. - [T.I.], Niall - poznajcie się. - powiedział, kierując słowa w naszą stronę. - A pana, panie Smith zapraszam do sali obok. Omówimy szczegóły. - dorzucił, zachęcając ruchem dłoni mojego menagera do przejścia do pomieszczenia obok.
-Usiądź. - rzekł Niall, dotychczas stojący. Gdy spełniłam jego polecenie, zrobił to samo. Napiętą atmosferę można było kroić nożem czy jeść łyżkami.
-To Ty wymyśliłeś ten cały spisek? - zapytałam, patrząc prosto w jego błękitne oczy.
-Nie. Jestem tylko jego ofiarą tak, jak Ty. - odrzekł i wyraźnie zrobił się smutny. - Przepraszam, że zostałaś w to wciągnięta. - schował twarz w dłonie.
-Siedzimy w tym razem. - odparłam i spojrzałam w podłogę.
-Kiedy ja się do tego nie nadaję! Nie potrafię udawać. - lamentował, a w jego oczach można było dostrzec roztargnienie i rozpacz.
-Będzie ok. Mam nadzieję. - ściszyłam głos.
-Nic o nas nie wiedzą. Ranią nas. - dodał, spoglądając na mnie. - Moglibyśmy zostać przyjaciółmi, a nie od razu parą... jesteś świetną aktorką i z pewnością to ci nie pasuje. Ten chory związek z kimś takim jak ja.. - dokończył i uderzał delikatnie palcami w blat stołu.-Czyżby mój idol mnie lubił? - uśmiechnęłam się blado i podniosłam na niego wzrok.
-Jesteś fanką One Direction? - zapytał podekscytowany.
-Jeszcze nie, ale to można zmienić, prawda? Nie masz nic przeciw? - upewniłam się z szerokim uśmiechem, mając nadzieję, że nie zgasiłam jego entuzjazmu, który tak bardzo był mu do twarzy.
-A jeśli poznasz mnie i zmienisz zdanie? - zmartwił się.
-Nie mo...
-Widzę, że już się poznaliście. Mam nadzieję, że będzie nam się miło współpracowało. - rzucił jego menager, stojąc dumnie obok mojego, przerywając mi. Nie zorientowaliśmy się, kiedy oboje znaleźli się w pokoju.
_____________________________
witam Was po strasznie długiej przerwie. przepraszam. mam nadzieję, że nie 'zraziliście się' do tego bloga i to, co przed chwilą przeczytaliście, przypadnie Wam do gustu. chyba trochę wyszłam z wprawy.
zainteresowała Was pierwsza część i chcecie drugiej? jeśli tak - proszę o komentarz. to bardzo ważne!
mam ferie i siedzę w domu, więc chętnie uruchomię moją wyobraźnię i napiszę kolejną część, jeśli tylko zechcecie ;)
luv u all, Dżejn M. x