sobota, 6 października 2012

Imagine number 31.

<Imagine nie jest obfity w treść, za co przepraszam. Zalecam włączenie piosenki oraz odtworzenie każdej scenki w swojej głowie.. Miłego czytania xx>




<piosenka>

Stojąc nad kołyską, wpatrywaliśmy się w malutkiego noworodka jak zahipnotyzowani. Uśmiechy nawet na chwilę nie schodziły nam z ust. Myśli przepełniała mała istota, będąca na tym świecie dokładnie czwarty dzień.
-Nie wiem, czy to odpowiedni moment, ale musimy porozmawiać. – szepnął mi do ucha Louis.
-Ćśśś… - uciszyłam go i łapiąc za rękę, wyprowadziłam przed pokoik. – Słucham? – zapytałam z zainteresowaniem i entuzjazmem, oczekując odpowiedzi. Jego wyraz twarzy nie wskazywał na to, że to pozytywna wiadomość, więc i moja mina wskazywała na zdenerwowanie.
-Nie chciałem ci nic mówić, żebyś się nie denerwowała. Tydzień temu przyszedł list.. – urwał, nerwowo bawiąc się palcami.
-Ale co w nim było? – dopytywałam się, by zaspokoić ciekawość.
-Bo.. powołują mnie na służbę do wojska. – stwierdziłam, wracając wspomnieniami do czasów, kiedy pokazywał mi fotografie i opowiadał o tamtych zdarzeniach.
-Właśnie. i teraz.. to służba w terenie, no…
-Irak? – przerwałam mu z nadzieją, że nie zgadłam. Choć na chwilę przepełniła mnie całą, gdy zaprzeczył.
-Afganistan. – rzekł, przeczesując z przejęciem włosy.
-Musisz? – upewniłam się po chwili `burzy mózgu`.
-Tak. – uciął krótko i przytulił mnie, kiedy po moich policzkach zaczęły spływać łzy.

***

-Przyjechali. – zakomunikował, wyglądając przez okno. Wzięłam synka na ręce i podeszłam do chłopaka trzymającego bagaże. Spojrzałam w jego przepełnione bólem oczy, a potem znaleźliśmy się w jego silnych ramionach, nie kryjąc łez. Wyszliśmy przed dom. Zatrzymałam się z Larry`m na tarasie, a Lou zmierzał chodniczkiem do bramy, uprzednio całując nas i ponownie długo przytulając. W pewnym momencie zatrzymał się i obrócił. Miałam nadzieję, że przybiegnie do nas i nie wyjedzie. Myliłam się. Posłał nam blady uśmiech, pomachał na pożegnanie, przesłał `powietrznego` buziaka i rzekł „niedługo będę z powrotem”. Otarłam słone krople z policzków, chwyciłam rączkę chłopczyka, ruszając nią w celu odmachania.
-Pożegnaj się z tatusiem. Bo wiesz: tatuś wyjeżdża. I wróci. Zobaczysz, że wróci szybko. Obiecał. – szeptałam pięciomiesięcznemu dziecku do ucha, które pewnie i tak nie zrozumiało moich słów.
Wsiadł do samochodu i odjechał.

***

Kolejna bezsenna noc. Dochodzi trzecia nad ranem, a ja nawet nie zmrużyłam oczu. Tęsknię za nim. Cholernie. I jednocześnie się o niego boję. Jeszcze bardziej. Przyrzekłam, że będę silna dla Larry`ego. Jednak kiedy śpi.. nie potrafię opanować emocji. Ten ból powinien minąć, bynajmniej tak mówiły kobiety doświadczone podobnym `przekleństwem`, ale u mnie to się nie sprawdza. Codziennie wyczekuję listonosza z listami od niego, chociaż wiem, że mogą je tylko wysyłać w poniedziałki i czwartki. Zawsze jest ich po kilkanaście. To jedyny kontakt z nim, nie licząc przepustek, których dostaje i tak za mało, i są o wiele za krótkie. Nadzieja, że za kilka miesięcy, które musi tam być miną szybko.. a potem mówił, że zrezygnuje, bo skończy się jego `obowiązek`. Liczyłam na to.
Ukradkiem spojrzałam na leżącego obok mnie malucha, który ma już półtora roku. Zaczyna coraz bardziej przypominać ojca. Rysy twarzy, oczy, usta.. jedynie nos ma po mnie..
Przemyślenia przerwał mi dzwonek do drzwi. Pewne było, że to nie on, gdyż zawsze przyjeżdża późnym południem. Niechętnie wstałam i zobaczyłam przez wizjer, kto o tej porze zakłóca mój spokój.
-Kto tam? – zapytałam, gdy ujrzałam dwojga nieznajomych mężczyzn.
-My w sprawie pani narzeczonego.. – rozległ się głos jednego z nich. – Louisa Tomlinsona. – przeczytał napis z kartki, spoczywającej dotychczas w teczce. Bez wahania otworzyłam drzwi i starałam się rozszyfrować ich pokerowe twarze.
-Słucham? – rzekłam, zawiązując pasek porannika. Automatycznie zbledłam, gdy pod stopami w pudle ujrzałam jego rzeczy: mundur, odznaki, zdjęcia i list zaadresowany do mnie. Nie słyszałam kierowanych w moją stronę słów. Nachyliłam się i przeglądałam zawartość kartonu.
-(…) w drodze na lotnisko pojazd wjechał na minę. Nie mieli szans na przeżycie. – dotarły do mnie ostatnie stwierdzenie.
-On…on..n..nie żyje? – jąkałam się i podejmowałam próby uspokojenia drżącego głosu.
-Bardzo nam przykro. – wydukał niczym regułkę posiwiały osobnik. Dołożyłam dłoń do ust, by je `zamknąć`, aby nie wydostał się z nich żaden krzyk. Chwyciłam jego rzeczy, przeniosłam do wnętrza i zatrzasnęłam przed nosem mężczyznom drzwi. Osunęłam się po nich i zaczęłam głośno szlochać.

*

„(…) naprawdę ciężko mi bez Was. Nawet nie wiesz ile sił wkładam w pożegnania. Chciałbym teraz być przy Was i widzieć, jak Larry się śmieje, jak zaczyna mówić. Dałbym za to wszystko. Nie ma takiej sekundy, w której nie myślałbym o Was. Myślami zawsze jestem obok. Obiecałem, że wrócę. Ale zaczynam rozumieć, że tutaj nic nie jest pewne. Sama wiesz.. Cały czas mówię o sobie, a tak naprawdę powinienem myśleć i pisać o Tobie. Nasz synek pewnie czuje jakąś pustkę, ale nie jest świadomy powagi sytuacji. Za to Ty.. Nie potrafię wyobrazić sobie tego, co przeżywasz. Z pewnością nie jest ci łatwo. Ba.. co ja bredzę. Sama wychowujesz małego, a powinienem być przy Was.. nie potrafię być silny. Nawet tutaj okazuję swoją słabość. Niektórzy śmieją się, ze jestem mięczakiem. Nie przejmuję się tym. Są tez tacy, którzy mają podobną sytuację: gdzieś daleko musieli zostawić swój największy skarb dla wali za ojczyznę, chociaż woleliby być ze swoją rodziną.. (…). Za tydzień mam kolejną przepustkę. Więc pewnie dojadę kilka dni po tym, jak otrzymasz list. Nie mogę się już doczekać. Kocham Was! Xx Twój na wieki Louis xoxo.” – przeczytałam list, leżący na wierzchu i spojrzałam w ekran telewizora, mówiącego o tym zdarzeniu. Wciąż nie mogłam w to uwierzyć..

~***~

-Dlaczego nas zostawiłeś? Obiecywałeś mi coś. Słyszysz?! Obiecywałeś! Miałeś być przy nas! To niesprawiedliwe.. – mówiła do mojego zdjęcia na pomniku. Nie chciałem tego. Nie chciałem zginąć.. W głębi duszy na pewno to wiedziała. Rozumiałem ją. Jej pretensje i zawiść. Miałem dotrzymać słowa, a je złamałem. Miałem być częścią ich życia, a nie ma mnie wcale.
Powołałem powiew wiatru, by musnął jej zapłakaną twarz i napawał nadzieją, przekazując słowa: „Zawsze będę przy Was. Bądź silna. Dla Larry`ego”.

10 komentarzy:

  1. płaczę jak bóbr . to taki piękny imagin xx

    OdpowiedzUsuń
  2. Jaaaj... Nie, nie! Nie masz wstawiać smutnych tylko wesołe! Od dołowania nas jest szkoła! ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Dlaczego mi to zrobilas przez Cb rycze. Śliczny, niesamowity, bardzo mi sie podobal :-* ale prosze niech nastepny bedzie jakis taki z humorem. Blagam!! :-*

    OdpowiedzUsuń
  4. aaaaaaaaa Omg ! niesamowitee . *_*

    OdpowiedzUsuń
  5. omg. wzruszyłam się ;'(

    Magda :D

    OdpowiedzUsuń
  6. jest cudowny! :)
    aż się popłakałam ;(

    OdpowiedzUsuń
  7. Płacze..;( To takie piękne.
    Pisz takich więcej .. <3

    OdpowiedzUsuń
  8. Płaczę jak małe dziecko to jest przepiękne

    OdpowiedzUsuń
  9. Popłakałam się. Matko jakimd to piękne ^^

    OdpowiedzUsuń
  10. Mogę powiedzieć tylko jedno... PRZEPIĘKNE *_____* Nawet nie masz pojęcia jak mnie urzekłaś tym One Shotem... Dokładnie wyobrażałam sobie to wszystko a z każdym słowem pojawiała się większa ilość łez w moich oczach... Przepraszam za nieład w tym komentarzu, ale po tym co przeczytałam nie potrafię zebrać myśli. Musze to powiedzieć. Masz wielki talent !!! Jestem twoją fanką <333
    http://give-me-love-like-never-before.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

Proszę o zostawienie komentarza. Brak weryfikacji obrazkowej. Komentować może każdy (obejmuje to anonimowych użytkowników). Dziękuję :) x