Strony

piątek, 31 sierpnia 2012

# 12. `Dziękuję, że jesteś` cz. III



< tutaj znajdziecie część I> <a tutaj część II.>

< możecie puścić sobie ten podkład, gdyż tekst niezbyt pasuje, ale `karaoke` jest niemal idealne :) >

Wpadłam jak oparzona do szpitala, potykając się niezdarnie o gumową wycieraczkę. „No tak – szpilki, głupi pomysł.” Ale tyko te buty były na wierzchu. 
-Cholera! Gdzie ten Zayn? – warknęłam pod nosem, czekając wewnątrz budynku. Z niecierpliwienia zaczęłam tupać nogą. 
-Przepraszam, szuka pani kogoś? – zwróciła się do mnie miła brunetka, odrobinę starsza ode mnie, w fartuszku podkreślającym jej opaleniznę. 
-Ee. Tak. Gdzie mogę znaleźć Liam`aPayne`a? przywieziono go z wypadku. – grzecznie spytałam. Zamyśliła się, lecz z jej rumianej twarzy nie znikł przyjazny uśmiech. – teraz jest operowany. Znajduje się bodajże na… 
-Chodź! Ja wiem, gdzie jest! – krzyknął wbiegający Malik, szarpiąc mnie za rękaw swetra. 
-Dziękuję! – rzuciłam dziewczynie, biegnąc w kierunku windy. – Zgubiłeś się na parkingu? – skierowałam się do czekoladowookiego głosem pełnym ironii a zarazem wyrzutów. Zmierzył mnie wzrokiem.

***

Prowadził mnie niekończącym się korytarzem. Oszołomiona, a raczej jakby naszprycowana jakimiś dragami, mijałam wielu ludzi. Większość z nich płakała. Dowiadywała się o chorobie bliskiej osoby lub .. lub o jej śmierci. Musiałam odrzucić te myśli, gdyż on żył. Miał tyko operację.. `Operacja` - to słowo działało na mnie zdecydowanie negatywnie. Z nerwów całą drogę dygotałam. Bałam się. Bałam się, że jednak mogę go stracić. Ślepo podążałam za brunetem, z każdym metrem mocniej ściskając jego dłoń. Byłam bliska załamania, zgonu spowodowanego przerażeniem i obawami lub po prostu wybuchem niepohamowanego ataku płaczu. W końcu zza rogu wyłoniły się   znajome postacie, czuwające przy Sali operacyjnej. Niall, Louis i Harry od razu rzucili się na mnie, z całych sił ściskając. Wyzionęłabym ducha, gdyby nie interwencja El, która wraz z Perrie złożyła na moim policzku symboliczny pocałunek i przyjaźnie objęła. W międzyczasie Tommo obrzucał Zayn`a pretensjami dotyczącymi `długiej podróży`. 
-To moja wina. – usprawiedliwiłam go, a wrogie spojrzenie Lou w mig zniknęło. Podeszłam do przytuonych do siebie rodziców Liam`a, którzy również zamknęli mnie w objęciach. Czułam się i byłam traktowana jak członek ich rodziny. Potem zatopiłam się w ramionach Andy`ego i Paul`a oraz sióstr Payne`a. miałam wyrzuty, że wszyscy już tu byli, a ja przyszłam ostatnia. Ale nie o to akurat chodziło. Chodziło o mojego ukochanego. 
-Wiadomo coś? – zapytał bez entuzjazmu mój kierowca, przerywając głuchą ciszę. Jedynie Horan udzielił przeczącej odpowiedzi ,a pozostali stali niczym posągi. Nerwowo krążyłam w tę i z powrotem, zacierając ręce. Widocznie zwróciłam na siebie uwagę tym stukaniem o płytki podłogowe, gdyż wzrok przebywających tutaj spoczywał na mojej poruszającej się sylwetce. 
-Wszystko będzie dobrze. – rzekł troskliwie Styles, zachodząc mi drogę byłam bliska rozklejenia się. Złapał nie za podbródek, unosząc go lekko do góry, nachylił się nade mną, odgarnął włosy nieznośnie okalające moją twarz i patrząc mi prosto w oczy, powtórzył – Wszystko będzie dobrze. – zielone tęczówki były nadzwyczaj spokojne i przekonujące. 
-Wiem. – rzuciłam krótko i wtuliłam się w przyjaciela.

***

- (…). Skutkiem uszkodzenia rdzenia kręgowego w tym przypadku prawdopodobnie, powtarzam PRAWDOPODOBNIE będzie to, iż nie będzie miał czucia w nogach, a co za tym idzie nie będzie chodził. – zapadł mrożący krew serca wyrok zesłany na Liam`a. specjalista o pokerowym wyrazie twarzy znikł, pozostawiając nas w osłupieniu. Wypuściłam chyba całe powietrze, znajdujące się w płucach, gdyż zrobiło mi się bardzo słabo. Miałam wrażenie, że zaraz upadnę. Cały świat zawirował. Jedyne na czym się teraz skupiałam to to, by zachować równowagę. Słyszałam żeńskie szlochy. Sama byłam bliska temu stanu. Jakimś cudem podeszłam do ściany, opierając się o nią ręką, a następnie plecami. Zsunęłam się na zimną podłogę. Podkuliłam nogi i schowałam twarz w dłonie, by nikt nie widział chwil mojej słabości. Tym razem ja musiałam być silna dla niego, ale .. ale to mi nie wychodziło. Poczułam, że ktoś zamyka mnie w swoich ramionach. Harry. Swobodnie mogłam wypłakać się w jego koszulę, próbując okiełznać myśli.

***

Weszłam do białej Sali. Ujrzałam go. Aż poczułam ukłucie w sercu. Podłączony był do tylu urządzeń.. ta cała aparatura stabilizowała jego życie. Automatycznie przed oczami pojawiła się wizja dziadka. Odgoniłam ją. 
-Liam.. – wyszeptałam, obdarzając go ciepłym spojrzeniem. 
-[T.I.]. – rozchmurzył się, by po chwili nabrać pochmurności. Pewna, że to sprawiało mu ból, uroniłam łzę. – wyjdź. 
-C..co? Ale Liam .. ! – przeraziłam się, stojąc nieruchomo. 
-Wyjdź. – ponownie wypowiedział słowa, wzbudzające we mnie niepewne uczucia. – Nie chcę Cię widzieć. – dodał głosem pełnym nienawiści. – Miałem dać ci to wczoraj wieczorem, ale nie zdążyłam. Przeczytaj i zniknij. – kontynuował, podając mi zmiętą kartkę. 
„ [T.I.]. To wszystko dalej nie ma najmniejszego sensu. Już nic do Ciebie nie czuję. Przez ostatni miesiąc byłem z Tobą tylko dlatego, że zmarł Twój dziadek i nie chciałem wyjść na nieczułego kretyna. W końcu pogodziłaś się z tamtym zdarzeniem i zaczęłaś normalnie żyć, więc moja opieka nie jest Ci potrzebna. Znalazłem kogoś innego, kogoś, kto potrafi na lepsze odmienić mój świat. Nie zrozum, że jesteś złą dziewczyną, bo jesteś fantastyczna, ale razem nie będziemy szczęśliwi. Ułóż sobie życie na nowo i tyle. Bez miłości do mnie. Po prostu zapomnij. Życzę szczęścia.” – przeczytałam, ruszając ustami. Uroniłam kilka łez. Te kilka zdań, w które nie potrafiłam uwierzyć nawet na papierze wyglądały oschle.  
-Nie wierzę. – zwróciłam się do niego. Przeniósł wzrok z okna na mnie.
 -A więc co chcesz słyszeć, żeby uwierzyć? – zapytał obojętnym głosem. 
-Wrócę jutro, kiedy nie będziesz pod wpływem tych wszystkich środków. – stwierdziłam i kierowałam się do wyjścia. 
-Nie kocham cię już. – rzekł wściekle. 
-Słucham? Powiedz mi to prosto w oczy. – wycedziłam przez zęby. Nie potrafił mnie okłamać, więc tym razem też mu się nie uda. 
-Nie kocham cię. Nic dla mnie nie znaczysz. – wypowiedział słowa, które sprawiły, że moje serce rozpadło się na miliony kawałeczków. Brzmiało to bardzo przekonująco. Źrenice cały czas były tej samej wielkości, a usta, ani głos ani razu nie zadrżały. Uwierzyłam mu. 
  -Cześć, kochanie! – rzuciła wchodząca do pomieszczenia niebieskooka brunetka. – Coś się stało? – zwróciła się do niego, składając namiętny pocałunek na jego wargach, tak jakby mnie tu wcale nie było. – Ooo, [T.I.], prawda? Chyba wczoraj się poznałyśmy. – mówiła pewnie. Rzeczywiście. To ta sama dziewczyna, którą wczorajszego wieczoru spotkałam przy wejściu. Teraz już rozwiały się moje wątpliwości. „To koniec” – przemknęło mi przez głowę. 
-Mam nadzieję, że więcej się nie zobaczymy. – powiedziałam drżącym głosem i zalana łzami wybiegłam z tej przeklętej Sali. Na nieszczęście wpadłam na Zayna. 
-Ej, co jest? – zapytał troskliwie, a z jego tęczówek przebijał smutek. 
-To, do cholery. Życz mu szczęścia. – warknęłam, wręczając mu `list` i opuściłam jak najszybciej ten budynek.

***

Wracałam opustoszałymi ulicami do domu. No cóż, kto normalny chodzi po deszczu. Weszłam do sklepu osiedlowego niedaleko naszego domu. `Naszego` - jak to pięknie brzmi.. 
-Poproszę dwa opakowanie dużych czekoladowych lodów, tabliczkę dużej czekolady i .. i  wino, wódkę oraz żyletki. – zwróciłam się do ekspedientki przygryzając dolną wargę. Obdarzyłam ją jadowitym spojrzeniem i oczekiwałam na `produkty`, o które prosiłam. 


____
witam . siedziałam nad tą częścią 2 dni no i wyszło, co wyszło. zostawiam to Waszej ocenie .
będzie jeszcze jedna część - zakończenie .
następny imagin na tym blogu to partowiec o Niall`u . 

p.s. kto oglądał wczoraj twitcama chłopaków ? :) 
mi udało się tylko minutę, gdyż nie chciało mi się załadować -.- ale nie żałuję. rozbierali wtedy Liama ^^

co sądzicie o tej części ? ;) xx

PRZYPOMINAM O GŁOSOWANIU NA CHŁOPCÓW ! :
http://www.mtv.com/ontv/vma/2012/most-share-worthy-video/

środa, 29 sierpnia 2012

# 11. `Dziękuję, że jesteś.` cz. II

<tutaj część I>

Wyciągnął ku mnie swoją dłoń w celu pomocy opuszczenia samochodu. Poprawiłam duże, przeciwsłoneczne okulary i wygładziłam czarną, prostą sukienkę. Ujął w dłonie blade policzki w pewnym sensie zmuszając mnie, bym spojrzała w jego troskliwe oczy. Złożył delikatny pocałunek na moich ustach, który czule odwzajemniłam. Zatraciłam się w jego silnym uścisku. Splótł mocno nasze palce i wyszeptał, że On nie chciałby, żebym taka była. W pewnym sensie miał rację. Ale jak miałam się uśmiechać, skoro za kilka minut miałam pożegnać jedną z najbliższych mi osób? Ruszyliśmy. Nie byłam w stanie znieść tych wszystkich współczujących wzroków. Opuściłam głowę i z całych sił wtuliłam się w jego ramię. Najsmutniejszy dzień mojego życia, najgorsze godziny.. czas zacząć.

***

Duchem byłam nieobecna podczas tej ceremonii. Wszyscy ronili łzy, a ja zdezorientowana przyglądałam się temu wszystkiemu jakby z boku w uścisku Liama. Nie pojmowałam, że wszyscy razem w tym momencie żegnamy mojego najukochańszego dziadka. Nie potrafiłam przyjąć do wiadomości, że już nigdy go nie zobaczę; że nie usłyszę jego głosu i mądrych rad; że nigdy więcej mnie nie przytuli; że nie otrze moich łez podczas gorszych dni; że nie sprawi, iż a moich ustach zawita uśmiech; że odszedł i już nigdy nie wróci. Teraz pozostał mi na tym świecie tylko kochający chłopak, którego bliskość przynosiła ukojenie. Doskonale wiem, że mu również było ciężko. Jednak był silny. Dla mnie.
Dalsza rodzina i przyjaciele podchodzili do nas, składali kondolencje, wpierali słowami. Stać mnie było jedynie na lekki uśmiech i „Dziękuję, że przyjechałeś/aś”. Cały czas towarzyszył mi Payne, nie opuszczając choćby na krok.
Poprosiłam, by na moment zostawił mnie sam na sam z dziadkiem. Zgodził się. Ustałam tuz obok jego grobu. Dlaczego? Dlaczego mi to zrobił? Dlaczego mnie opuścił? Tak bardzo chciał czynić honory ojca i wydać za mąż jedyną wnuczkę. Tak bardzo chciał ujrzeć prawnuki.. ujrzy. Z góry. Może za jakiś czas.

***

Starałam skupić się na jakimś beznadziejnym filmie. Bez pożądanego skutku. Dopiero teraz zaczęła do mnie dochodzić wiadomość, że go już nie ma. Że wczoraj go pożegnałam. Liam gładził moje włosy. Mocniej wtuliłam się w jego tors. Uciaśnił uścisk.
-Naprawdę odszedł? – zapytałam, jednocześnie stwierdzając. Szatyn tylko przytaknął.
-Powinnam być wtedy przy nim. – stwierdziłam, obwiniając się.
-Nie wiedziałaś, że to tak może się potoczyć.. – odpowiedział ciepło po pewnym czasie.
-Mogłam podejrzewać. – nadal czułam się podle i nic nie mogło mnie usprawiedliwić.
-Był silnym facetem. Nikt nie mógł podejrzewać, że tak szybko…
-Ale jednak. – przerwałam. Ponownie zapadła nieznośna cisza.
-Chcesz kakao? – zaproponował. Przystałam na tę propozycję.

*

 Upiłam łyk gorącego napoju, ogrzewającego od środka moje ciało. Wpatrywałam się balkonu w gwieździste niebo tej chłodnej nocy.
-Tak wiele niezrealizowanych planów.. – zaczęłam, gdy poczułam na swoich ramionach ciepły, miękki koc i jego dłonie. Pociągnął mnie i usadowił na swoich kolanach. Otulił nas obojga nakryciem. Muskał palcami zmarznięte nogi. Wtuliłam się w jego szyję. Rozmawialiśmy. Po raz pierwszy od tamtego czasu otworzyłam się. Był to dobry znak. Początkowo tylko ja mówiłam. Cierpliwie mnie wysłuchiwał i ocierał pojedyncze słone krople. Narzekałam na to, jak złą wnuczką byłam. Zaprzeczał i dodawał otuchy.
Jakie szczęście mieć takiego kogoś u swego boku. Ciepłe słowa, bliskość, oparcie.. – potrzebowałam tego bardziej niż powietrza. Wiedział o tym. Czasem dziwiłam się, że ze mną wytrzymuje. Ale wytrzymywał. Spędzał ze mną więcej czasu, niż zwykle. Zbliżyliśmy się do siebie jeszcze bardziej. Protestowałam, gdy chłopcy postanowili zawiesić na jakiś czas karierę, ale nie słuchali mnie. Tak wiele im zawdzięczałam..

***

Udało mi się częściowo uzyskać wewnętrzny spokój. Dzięki troskliwemu chłopakowi i najlepszym przyjaciołom. Dbali o rozrywkę, starali się w granicach umiaru rozbawić, ale gdy było trzeba wysłuchiwali i serdecznie wspierali. Zaczęłam prawidłowo funkcjonować. Przez ostatni miesiąc wiele myślałam. Postanowiłam cieszyć się i doceniać to, co mam. Cieszyłam się i doceniałam. Dużo mnie to kosztowało. I gdyby nie Liam.. wolę nie myśleć. Zbliżały się jego urodziny. Przygotowania do wielkiej imprezy-niespodzianki trwały w najlepsze. Niemal wszystko było dopięte na ostatni guzik. Z pomocą chłopców, El i rodziców Payne`a udało nam się wszystko zorganizować prawie przed czasem. I wtedy..
Wtedy znów .. "Telefon spadł na podłogę i z hukiem rozpadł się na kilka części. Łzy mimowolnie popłynęły po moich pokrytym różem policzkach, zostawiając po sobie czarny ślad od tuszu i kredki do oczu. Usta zaczęły drżeć, wydając dziwne dźwięki, do których trudno znaleźć odpowiednik wyrazów dźwiękonaśladowczych. Przestałam panować nad moim ciałem i bezwładnie opadłam na kanapę, która na szczęście spoczywała tuż za mną. Schowałam głowę w dłoniach, lekko pochyliłam się, opierając łokcie na kolanach i płakałam. Strumień łez płynął, robiąc zabarwioną kałużę na panelach. Do salonu wpadł Zayn, podejmował próby uspokojenia mojego szlochu.
-Powiedz, że to nie on! No do cholery powiedz, że to żart! – wydzierałam się na niego z całych sił, jakie mi pozostały, szarpiąc nim. Mocno złapał moje nadgarstki i przytulił do siebie. – To musi być pomyłka.. – wyszeptałam krztusząc się płaczem.


____

Hej. łapka w górę, kto spodziewał się dziś imagina ! pisałam go dziś o 1. w nocy . jakoś wydawał się lepszy, ale do najgorszych chyba też nie należy :) jest  lekko niestosowny, gdyż w kiepskim nastroju no i krótki.. Jednakże jest. Umyślnie o Liam`ie, gdyż nasz Daddy ma dziś urodziny! ;d życzymy wszystkiego naaajlepszego: kolejnych sukcesów w karierze, większej ilości fanek, szczęścia u boku Dan i cierpliwości do chłoptasiów , a przede wszystkim zdrowia ! wiem, że nie przeczyta tego, ale liczą się intencje . :)

Chciałabym Wam również z całego serca podziękować za wspaniałe komentarze i przekroczenie rekordu wyświetleń, czyli liczby 546 (!) . jestem naprawdę pod wrażeniem. Uwielbiam, kiedy piszecie dłuugie komentarze ze swoimi odczuciami itd., gdyż wtedy, jakby podpowiadacie mi, co jest ok, a co zmieniać :) Big love <3.

Jeśli znów będziecie z takim zapałem komentować, jeszcze dziś pojawi się imagin (cz.III) ! No więc ile? Uda Wam się 10 komentarzy do 18.00? ;*

P.s. podjęłam decyzję, że Niall będzie kontynuowany według pierwotnego planu :)

Udanego i pogodnego popołudnia ;*

wtorek, 28 sierpnia 2012

# 10 . `Someone like you` cz. II


Uważnie wsłuchiwałam się w jego anielski głos, zahipnotyzowana przeszywającymi mnie oczyma. „Gdybym był Twoim chłopakiem, nigdy nie dałbym Ci odejść. Gdybyś była moją dziewczyną nigdy nie byłabyś samotna.” – słowa, które mocno zakorzeniły się w mojej pamięci. Delikatny ton, jakim śpiewał, pozwalał mi w nie uwierzyć i choć na moment zapomnieć o rzeczywistości. Tak bardzo chciałabym, by ziściło się to; by tak ciepły i życzliwy chłopak, jak on, zaopiekował się moim złamanym sercem, na zawsze w nim pozostając. Zwykle zawodząca mnie intuicja, podpowiadała, że jest wart zaufania i zachodu. Sama nie wiedziałam, czy tym razem się myli i ponownie zawiedzie. Przecież to była przypadkowa piosenka, nic nie znaczące spotkanie, ulotna chwila. A może odwrotnie? Może zaśpiewał ją ze szczerym przesłaniem, mimo, iż znał mnie kilka minut? Może los postanowił, byśmy poznali się właśnie w takich okolicznościach? Może tych chwil miało być wiele więcej? Gubiłam się we własnych myślach i dziwiły mnie własne przemyślenia. Skończyły się razem z jego coverem. Nadal wpatrywałam się w błękitne, przepełnione fascynacją tęczówki. Księżyc zaczął świecić nadzwyczaj jasno, dzięki czemu rysy twarzy wyostrzyły się. Był bardzo przystojny. Zastanawiałam się, co może o mnie myśleć. Nic nie przychodziło mi do głowy, w której przeważnie panował niebywały chaos.
Nie potrafiłam określić, jak długo siedzieliśmy, przypatrując się sobie nawzajem. Uczyłam się n a pamięć jego spojrzenia, choć co chwilę dostrzegałam w nim coś nowego. Chyba zatrzymał się czas ,a wszystko inne, oprócz nas nie miało już znaczenia. Szum pobliskich roślin i wody nadawał romantyczności tej sytuacji, jakby sama w sobie taka nie była. Ostrożnym i przemyślanym ruchem odłożył instrument, dotychczas spoczywający w jego rękach. Powoli wstał, na kolanach, podpierając się palcami, z każdą sekundą zmniejszał dzielącą nas odległość. Początkowo lekko ,a potem coraz intensywniej czułam jego nierównomierny oddech na policzku. Serce przybrało o wiele szybszy rytm, napłynęła na mnie z nikąd fala gorąca. Przymknęłam oczy, by opanować emocje. Nasze usta dzieliły już tylko milimetry. Bałam się tego, co miało się prawdopodobnie stać, ale z drugiej strony tak bardzo tego pragnęłam. Nieoczekiwanie jego ciepła dłoń musnęła delikatnie chłodne udo. Przeszły mnie przyjemne, lecz intensywne dreszcze; na całym ciele pojawiła się gęsia skórka. Odruchowo i niezamierzenie kawałek się odsunęłam, odwracając głowę. Blondyn przestraszył się i oddalił na bezpieczną odległość. Żałowałam, że nie skosztowałam jego cudownych ust. Karciłam się za to w duchu; przezywałam od idiotek.
  -Przepraszam. Bardzo przepraszam, to nie miało tak być. Nie powinienem. To za szybko. – tłumaczył swoje zachowanie. Odrobina prawdy w tym była.. przygryzłam tylko dolną wargę, wbijając wzrok w koronkę na sukience. Nie miałam pojęcia, co powiedzieć i jak się zachować. Milczeliśmy. A ja biłam się z myślami. Spojrzałam w jego kierunku. Siedział po turecku, jakiś metr ode mnie. Wpatrywał się gdzieś w oddal, po czym zmieszany przepraszał spojrzeniem, nie używając słów. Spontanicznie, całkiem nieświadoma tego, co robię przysunęłam się do niego. Uklęknęłam tuż przed nim, dłonie położyłam na gorących policzkach, lekko uniosłam jego głowę i złożyłam nieśmiało delikatny pocałunek na jego ustach, następnie równie szybko się oderwałam. Zacisnęłam wargi, chcąc jak najdłużej zatrzymać niebywały smak, nie zdejmując dłoni. Szybkim ruchem objął mnie w talii, przyciągając do siebie. Z niebywałą namiętnością pieścił moje usta. W moim brzuchu szalało stado motyli. Ręką dotknął mojego pośladka. Znów przeszedł przeze mnie ogromny dreszcz, lecz tym razem nad nim panowałam. Ani mi się śniło przerywać tak pięknej chwili.

***

Chwyciła gitarę i odeszła. Zaskoczony całą sytuacją patrzyłem, jak odchodzi. Gdy odzyskałem świadomość poderwałem się i próbowałem ją dogonić. Zniknęła. Rozpłynęła się. Nie, to nie mógł być tylko i wyłącznie wytwór mojej wyobraźni. Dotknąłem swoich warg. Mimowolnie kąciki ust uniosły się ku górze. Przed chwilą złączone były z jej w jedności. Musiałem coś zrobić. Nie mógł być to tylko jednorazowy incydent. Nawet nie znałem jej imienia..

____________
przepraszam, że wczoraj nie dodałam . tak, zabijcie mnie.
ta część taka jakaś krótka i niby `nijaka` . nie wiem, czy przypadnie Wam do gustu..
może na tym to zakończyć? co myślicie? nie jestem pewna co do tego, jak wychodzą mi takie partowce . może rzeczywiście lepiej zakończyć to w tym momencie?
czekam na Wasze opinie na ten temat . do następnego <3.

p.s. wielkie buziaki dla 4 osób, które skomentowały I część ♥

niedziela, 26 sierpnia 2012

# 9. `Someone like you` cz. I .

Soczystozielone liście tańczą wesoło zawieszone na drzewie, prowadzone przez ciepły, sierpniowy zefirek, wydając przy tym przyjemne dla ucha dźwięki. Ptasi koncert trwa w najlepsze. Rozluźnia i upiększa panującą wokół atmosferę, pełną przygnębienia, i milczenia. Jako jedyna z nielicznych osób przemierzam żwawym krokiem kolejne ulice. Z upiętego na czubku głowy koka, wypadło kilka kosmyków, teraz okalających moją mokrą twarz, którą usilnie próbuje wysuszyć swoimi ostatnimi promieniami słońce. Pomagam mu, ocierając co chwilę słone krople, wydrążające własny tor na bladej cerze. Beżowa, zwiewna sukienka, podziela los liści, pozwalając się ponosić wiaterkowi. Czarna marynarka, zarzucona na wąskie ramiona, oddaje aktualne emocje, targające mną od środka. Mocno ściskam gryf gitary, pod żadnym pozorem nie pozwalając jej upaść. Uciekam od własnych problemów z klasyczną `przyjaciółką`. Coraz bardziej oddalam się od domu, w którym na porządku dziennym są kłótnie. Wymknęłam się po kolejnej ostrej wymianie zdań z mamą. Nie mogę wytrzymać ciągłych pretensji i oskarżania mnie o lenistwo. Zawsze znajduje powód, byle się na mnie wyładować. Nie zadowala jej fakt, iż całe wakacje spędziłam, opiekując się młodszym braciszkiem. Zrezygnowałam ze swoich planów, by mogła swobodnie i systematycznie uczęszczać do wymarzonej pracy, nie korzystając przy tym z usług zawodowej opiekunki dla dzieci. Wymaga, bym była nianią, sprzątaczką, kucharką, ogrodniczką (…), podsumowując : wszystkim, czym zajmuje się kura domowa. Nie potrafi zrozumieć, że również chciałabym odpocząć. Przez nią zaprzepaściłam dobry kontakt z przyjaciółmi i zaniedbywałam chłopaka do tego stopnia, że znalazł sobie inną. Nie dość, że straciłam tyle bliskich mi osób, tracę też swoją osobowość. Zagubiłam się i sama nie wiem, kim jestem. Całe moje życie przypomina historię Kopciuszka. Staram się jak mogę, by dogodzić rodzinie, a ona wcale tego nie dostrzega, tylko wytyka błędy.
Ojciec wciąż tylko sprzecza się z rodzicielką, głównie o pieniądze. Ze mną wcale niemal nie rozmawia ostatnimi słowami, które skierował do mnie były: „Idź do swojego pokoju i nie słuchaj” jakieś trzy dni temu. Raczej mogłabym to zaliczyć do rozkazu. Ogólnie nie ma pretensji o nieporządek, którego niby `nie zwalczam`. I niech tak zostanie. Moja wrażliwa dusza nie zniosłaby kolejnej krytyki. Wydaje się to dziwne, ale po każdej kłótni z mamą płaczę. Głównym powodem jest brak akceptacji moich cech z jej strony. To przykre, kiedy tak ważna osoba chce Cię ciągle zmieniać na wzór dzieci jej współpracowniczek.
Ja, by wyładowaćswoje emocje wcale nie muszę wydzierać się i obrażać kogoś. Moim osobistym sposobem odreagowywania jest `wyśpiewanie` przy akompaniamencie gitary tego, co czuję. Warunek jest jeden : wyludnione miejsce z dala od źródła negatywnych emocji. O tej porze nie trudno je znaleźć. Piętnastominutowy spacer i jestem u celu.

***

Wysokie, stare drzewa taktownie kołyszą się jakby w rytm wybijanej melodii, tuląc do snu mieszkańców ich konarów. Ptasi śpiew ucichł, pozwalając swobodnie śpiewać kwestie wybranych przeze mnie piosenek. Słońce znikło za horyzontem, jeszcze przez moment nadając ciepłe odcienie barw niebu i pojedynczym obłokom. Pojawił się już ledwie dostrzegalny księżyc, którego zarysy delikatnie odbijają się w jeziorku. Siedziałam n a drewnianym, wilgotnym pomoście ani trochę ni obawiając się o stan, w jakim mógłby być outfit. Nogi, do połowy łydek umieściłam w chłodnej wodzie, by w jakiś sposób również orzeźwić swoje ciało. Echo niosło w przestrzeni powietrznej dźwięki wydawane przez moje struny głosowe jak i te gitarowe. Grałam różne kawałki, a smutek nadal we mnie tkwił. Na myśl przyszła mi piosenka „MoreThanThis” zespołu One Direction. Idealnie odzwierciedlała moje uczucia. Byłam załamana i nie mogłam pogodzić się z tym, że moje miejsce zajmuje jakaś obca dziewczyna. Łzy ponownie popłynęły po moich rozpalonych policzkach, kończąc swój wyścig na odzieży. Mimo wewnętrznego rozdarcia, głos nie łamał się. Zdziwiło mnie to..
Kolejne utwory unosiły się, odbijając się od tafli wody i błądziły gdzieś w niebiosach. Po jakichś trzydziestu minutach czułam się już prawie dobrze. Przerwałam wyładowywanie emocji, położyłam łokcie na pudle rezonansowym, oparłam głowę na dłoniach i obserwowałam zapalające się gwiazdy, będące ozdobami nieba, i towarzyszkami ukazanego w całej okazałości satelity Ziemi. Świerszcze zaczęły wypełniać głuchą ciszę dookoła. Do moich uszu dobiegło skrzypienie desek, uginających się pod czyimiś stopami. Serce, zaczęło bić mocniej, zmysły wyostrzyły się, ogarnął mnie niepokój. Miliony myśli i czarnych scenariuszy przepływały przez moją głowę. Ciało odmawiało posłuszeństwa i pod żadnym pozorem nie pozwoliło na jakikolwiek ruch z mojej strony.
-Cześć! – usłyszałam tuż za mną męski głos. Ze strachu podskoczyłam i wpadłabym do jeziorka, gdyby silne ręce, łapiące mnie w ostatniej chwili. – Przepraszam, nie chciałem Cię przestraszyć. Wszystko ok? – upewniał się. Po odwróceniu się w jego stronę ujrzałam sylwetkę kucającego młodego mężczyzny o jasnych włosach i pełnych iskierek tęczówkach, błyszczących w świetle księżyca. Nie potrafiłam ocenić innych cech wyglądu przy panującym półmroku.
 -Nie. Ok. nic się nie stało. – zapewniłam niepewnie się uśmiechając. Nadal nie znałam jego zamiarów i miałam powody do obawy. Odgarnęłam za ucho luźne kosmyki, by umożliwić lepszą widoczność. – Nie wiedziałam, że ktokolwiek tutaj jest. – dodałam po chwili niezręcznego milczenia, nie tracąc kontaktu wzrokowego.
-Też myślałem, że będę tutaj sam. Słyszałem jak grałaś.. potem przerwałaś i postanowiłem dowiedzieć się, co tutaj robisz sama. Niby to spokojna okolica, ale takiej ład…-uroczo się zaciął-..nej dziewczynie może coś, nie daj Boże, się stać. – kontynuował wypowiedź z ogromną troską. Lekko się zaczerwieniłam i zawstydziłam, że ktoś słyszał moją poprzednią czynność, lecz na słowa „ładna dziewczyna” zrobiło mi się dziwnie ciepło wewnątrz.
-Po pierwsze chcę podkreślić, że nie jestem żadnym zaawansowanym wirtuozem,a moja gra i głos pozostawiają wiele do życzenia.. po drugie prawie nic nie widać, więc twoje stwierdzenie może by błędne. – powiedziałam, by w jakiś sposób się usprawiedliwić. Zresztą oba moje stwierdzenia były prawdą.
-Po pierwsze grasz naprawdę świetnie, a Twój głos… jest wspaniały. Twój cover „MoreThanThis” wyszedł ci lepiej , niż oryginał. Nie zastanawiałaś się kiedyś nad karierą? – mówił z wdziękiem.
-Nie gram tak…
-Po druuugie – przerwał mi. – wiem, co mówię, jesteś przy tym blasku naprawdę ładna. W rzeczywistości na pewno bardziej. – ściszył głos. – a po trzecie : co tutaj robisz sama? A tak w ogóle jestem Niall.
-Ja? Hmm.. długa historia. –skupiłam się na pytaniu i podejmowałam próby wymigiwania się od bolesnych opowieści, choć coś w środku krzyczało, bym się wyżaliła.
-Mam dużo czasu. – nie poddawał się. Więcej nie musiał prosić, bym mu wszystko opowiedziała. Całość streściłam w około pięciu zdaniach, robiąc przerwy na zaczerpnięcie powietrza, by nie wypłakać się w jego bluzkę. Splótł nasze lewe dłonie razem, a prawą mnie objął, wtuliłam się w jego ramię. Nigdy bym na to nie pozwoliła, ale wydawał się osobą, której można zaufać..
-Zobaczysz, jeszcze wszystko się ułoży. Będzie ok. – szczerze zapewniał. Wydawało się to banalne, ale pomógł mi. Chyba tego mi było trzeba: bliskości. Podzieliłam się z nim moimi problemami i ulżyło mi. Silne ramię, które mnie obejmowało sprawiało, że czułam się bezpiecznie; tak, jakby ciosy zadawane przez życie nie miały żadnego znaczenia; jakby nigdy nikt mnie już więcej nie miał prawa skrzywdzić. – Porozmawiaj z rodzicami. Wytłumacz całą sytuację i przedstaw swoje poglądy. Na pewno Cię wysłuchają. – doradzał spokojnie.
-A on? – zapytałam nieśmiało, oczekując jego kolejnej wskazówki.
-Twój były? – upewnił się. Pokiwałam twierdząco głową, zaciągając się jego uzależniającym z każdym wdechem perfum. – Mogę? – spytał, wskazując na gitarę leżącą po mojej prawej stronie.
-Jasne. Zgodziłam się, nie mając pojęcia o co mu chodzi. Wziął instrument i zaczął wydobywać z niego pierwsze dźwięki. śpiewał dobrze znaną mi piosenkę:

If I was your boyfriend, I’d never let you go
I can take you places you ain’t never been before
Baby take a chance or you’ll never ever know
I got money in my hands that I’d really like to blow

Swag swag swag, on you

Chillin by the fire why we eatin’ fondue
I dunno about me but I know about you
So say hello to falsetto in three two

I’d like to be everything you want

Hey girl, let me talk to you

If I was your boyfriend, never let you go

Keep you on my arm girl, you’d never be alone
I can be a gentleman, anything you want
If I was your boyfriend, I’d never let you go, I’d never let you go

Tell me what you like yeah tell me what you don’t

I could be your Buzz Lightyear fly across the globe
I don’t never wanna fight yeah, you already know
I am ‘ma a make you shine bright like you’re laying in the snow
Burr
Girlfriend, girlfriend, you could be my girlfriend
You could be my girlfriend until the —- world ends
Make you dance do a spin and a twirl and
Voice goin crazy on this hook like a whirl wind
Swaggie

I’d like to be everything you want

Hey girl, let me talk to you

If I was your boyfriend, never let you go

Keep you on my arm girl you’d never be alone
I can be a gentleman, anything you want
If I was your boyfriend, I’d never let you go, I’d never let you go

So give me a chance, ‘cause you’re all I need girl

Spend a week wit your boy I’ll be calling you my girlfriend
If I was your man, I’d never leave you girl
I just want to love you, and treat you right

If I was your boyfriend, never let you go

Keep you on my arm girl you’d never be alone
I can be a gentleman, anything you want
If I was your boyfriend, I’d never let you go, never let you go

Na na na, na na na, na na na

Ya girl
Na na na, na na na, na na na ey
Na na na, na na na, na na na ey
Na na na, na na na, na na na ey

If I was your boyfriend. 


_____
hej :) od razu chciałabym podziękować za tyle wyświetleń i wspaniałych komentarzy <3. nawet nie zdajecie sobie sprawy, jak to baardzo motywuje ♥
dziękuję również za ratulacje z powodu wygrania konkursu . dla mnie to ogromny zaszczyt.
co do imaginu, mam nadzieję, że nie jest zbyt monotonny . następna część może też Was odrobinę nudzić, ale zapewniam, że ta więź zostanie wystawiona na tyle prób, że może Wam zaciekawić :)
proszę o SZCZERE komentarze .
p.s. jeżeli dobrze pójdzie, II część już jutro ok. południa :) xx

+ ODPOWIADAJCIE W NOWEJ ANKIECIE !! ;*

piątek, 24 sierpnia 2012

# 8. `Kariera ma swoją cenę.` <+ messages>

„W życiu są dwa rodzaje dni: jeden dla Ciebie, jeden przeciw Tobie. Gdy nastaje dzień dla Ciebie, daj się podnieść szczęściu; gdy nastaje dzień przeciw Tobie, znieś go cierpliwie.” A co jeżeli wciąż są dni przeciw mnie, które spowodowano brakiem tolerancji? Gdy tylko wychodzę na ulicę, mam świadomość przyciszonych głosów i wrogich oczu, które obserwują mnie, podczas gdy ich złośliwe języki szeptem sączą swój śmiertelny jad. Nie szanują moich uczuć, poglądów i ciężkiej pracy. Zamiast tego patrzą z daleka i niesprawiedliwie oceniają, nie próbując poznać i zrozumieć, jaki jestem naprawdę. Nie pozwalają cieszyć mi się z własnych sukcesów, lecz nieustannie wbijają nóż ostrych słów w najczulsze na nie miejsca. Wrażliwość nie daje o sobie zapomnieć i sprawia, że nazbyt biorę je do serca. W końcu mam dość. atakują z każdej możliwej strony: przez portale społecznościowe, gazety, wymiany spojrzeń i zdania, będąc w pobliżu. Wszystko nasiliło się po głupim filmiku, na którym proponuję przypadkowej dziewczynie coś, czego nie powinienem. Miał być to tylko żart, a wyszło nie tak, jak miało wyjść. Do tego niezła dawka alkoholu, przez którą straciłem kontrolę nad sobą. Każdy się ode mnie odwrócił. Każdy `prawdziwy fan` dostarcza kolejnej porcji krytyki. Nie oczekiwałem nieograniczonego wsparcia i pocieszania, ale tego, by wysłuchali moich tłumaczeń; mojej wersji wydarzeń i choćby odrobiny wykazania zrozumienia. Pojmuję, że mogą być wściekli, gdyż doskonale zdaję sobie sprawę ze swoich słabości i powinienem je ograniczać, ale nie spodziewałem się takiego obrotu sprawy. Ale cóż, moja wina. Zawiodłem wszystkich. A szczególnie tę, którą kocham nad życie i potrafiłbym je poświęcić dla niej; dla jej szczęścia. Straciłem z nią kontakt. Wyrzuty, że to ja ją zraniłem nie przestają zaprzątać mojego sumienia. `Daj mi trochę czasu` - jedyna wiadomość od kilkunastu najgorszych dni mojego życia. Jeszcze nigdy tak długo nie odzywaliśmy się do siebie. To boli. Strasznie. 
Wściekłość i nienawiść do samego siebie nie pozwalają walczyć z kolejnymi hejtami pod moim adresem. Miarka się przebrała, gdy zaczęli używań niekonwencjonalnych określeń, by zadać mi kolejny cios. Czy to wszystko przez moją `odmienność`(?) i wiarę? Przecież nikt nie jest identyczny i w jakimś stopniu powinien być to atut. Czy to przeszkoda do sławy? Jest to punkt zaczepienia i obiekt, przez który nie jestem lubiany. Nie, że zazdroszczę moim przyjaciołom, iż mają więcej fanów i mniej antyfanów. To przykre, kiedy ktoś nie toleruje Cię z powodu wyznawanej religii. A kiedy na dodatek zaczynasz tracić ukochaną osobę i jednocześnie całe oparcie, przestajesz być odporny na ten ból. Przestałem korzystać z twittera. Codzienna ilość obraźliwych wiadomości, skierowanych do mnie dziwi, smuci i wciąż rośnie. Żadna psychika nie wytrzyma takiego czegoś. Osłabiona i opuszczona psychika.. 
Bez niej nie mam siły iść przez życie z podniesioną głową. Mam dość.. odcinam się od największego źródła mojej słabości psychicznej. Czas pożegnać się z hejterami sieciowymi. Koniec z tym kontem przepełnionym wrogością. Ostatnie tweety skierowane do odbiorców i `zamykamy` jakikolwiek kontakt ze mną, w którym ludzie są silni. Wątpię, by to wszystko powiedzieli mi w twarz. W Internecie każdy jest mocny i ma cięty język, prawda? 
Tak, prawdopodobnie się poddałem.. 
*** 
   Kolejny dzień. Sam nie wiem, czy dobry, czy zły. Właściwie dopiero się rozpoczyna. Całą noc nie spałem. 4 a.m. zaczyna świtać. Co przyniesie kolejny wschód słońca? Na pewno będzie spokojniejszy, gdyż uwolniłem się od presji, wywieranej przez tamtych ludzi. Ale będzie kolejną udręką, niepokojem, cierpieniem i brakiem jej bliskości. Nigdy nie czułem się gorzej, niż wtedy, gdy nie mogłem jej pocałować, przytulić, obserwować jak śpi i budzi się, jak w cudowny sposób się do mnie uśmiecha. 
Tak bardzo pragnę zawisnąć na jej ustach, zamiast na szubienicach bólu serca, z których aktualnie zwisam. Pragnę być lepszym człowiekiem; ogniem jej życia. Pragnę wciąż zgłębiać jej wspaniałe oczy, niczym szmaragdy z gór, przyciągające do nieba, jakim jest każda chwila z nią. Pragnę, by była obok; by była towarzyszką do końca moich dni. Chcę, by powiedziała, że należymy do siebie; by odnalazła do końca w nas to uczucie i usidliła je; by była przetrwaniem i moim dowodem życia. Przez ten incydent moja miłość ożywiła się tysiąckrotnie bez jakiejkolwiek cząsteczki pustki w niej zawartej. Rezygnuję.. wypalam się doszczętnie.. walczę o mój powrót z ramion rozczarowania i śmierci. Byłem tam, dotknąłem dna, w końcu się odbiłem i wracam, pamiętając każde jej słowo, gest, każdy szczegół jej ciała, i osobowości. Chcę tylko ją odzyskać. Ale jak to zrobić skoro ona może nie pragnąć tego samego i jest poza zasięgiem? Potrzebuję czasu, a ja muszę to uszanować. Oczekiwanie to ciągła męka. Czekaj. Stop. Cofnij. Muszę coś zrobić! Nigdy nie zrezygnuję z niej. Czas zacząć działać. Czas udowodnić jej, jak wiele dla mnie znaczy, czas być osobą, w której koszule może się wypłakać; być samobójcą z miłości. Zabiję całą presję otoczenia, by tylko być z nią. Zmienię się, byle być z nią. Zrobię wszystko, byle być z nią. Wierzę, że wszystko będzie dobrze. Wierzę, że ta cudowna więź jest nieodłączną częścią naszego życia i nic jej nie zniszczy. 


____
witam :) po pierwsze baardzo, baardzo chciałabym podziękować Wam za to, że wchodzicie tutaj i oczekujecie na nowe imaginy. mimo, iż dla niektórych pewnie ok. 100 wyświetleń dziennie to mało, ale dla mnie to na prawdę bardzo dużo. JESTEŚCIE WIELCY <3.
po drugie za kilka dni mam zamiar rozpocząć kilkuczęściowego Nialla. znajdzie się on tylko i wyłącznie na tym blogu:) jak wiecie, lub nie wiecie kilka dni temu zostałam również autorką bloga http://imagin1d.blogspot.com/, co dla mnie jest ogromnym zaszczytem. zważając na to, że tam można dodawać jedno-partowce, nie ujrzycie go pod wcześniej wymienionym adresem .
po trzecie imagin dedykuję dziewczynom, które prosiły o Zayn`a.
po czwarte : jak Wam się podobał ten imagin biorąc pod uwagę  jego treść i formę?. napisałam go ze względu na ten przykry incydent, który miał miejsce kilka dni temu, dodając też trochę `od siebie`:) resztę możecie wymyślić sami, jednak gdyby ktoś chciał zakończenie - proszę pisać xx (zakończenie jednej kwestii doskonale znacie :))
jako, że ostatnio zaszczyciliście mnie piękną 5-tką komentarzy (pozdrawiam te osoby), teraz może czas 6? :) z całego serca proszę i ściskam serdecznie. zapraszam też do obserwowania bloga . jest tylko dwoje obserwatorów? ;* xoxo

wtorek, 21 sierpnia 2012

# 7. `Umieć wykorzystać czas.`


Pełna radości i pogody ducha, pewnym, i swobodnym krokiem zbiegła ze schodów. Falowane, kasztanowe włosy chaotycznie opadały na ramiona, na które zarzuciła wzorzysty, w żywych odcieniach szal niemal sięgający ziemi. Świetnie zgrywał się z prostą, pastelową sukienką, odsłaniającą zgrabne nogi; sandałkami na koturnach, całym mnóstwem ciekawej biżuterii i małą torebką zawieszoną przez ramię. Lekko przekroczyła próg kuchni, podeszła do stołu ze stosem ciepłych, apetycznych tostów i wzięła jeden.
-Najedz się spokojnie i solidnie – zakomunikowała jej mama, niewysoka brunetka o pełnych troski, niebieskich oczach, głosem pełnym wyrzutów.
-Mamo! Śpieszę się troszeczkę. – usprawiedliwiła się z uśmiechem i złożyła pocałunek na policzku rodzicielki, po czym mocno ją przytuliła. Kierując się do holu napotkała ojca, którego również obdarowała całusem i czułym uściskiem.
-Dziękuję za wybornego tosta! Jak obiecałam : przyniosę na podwieczorek to pyszne ciasto z cukierni na rogu. Będę o czwartej. Kocham Was! – zapewniła, posyłając ciepłe spojrzenie i wyszła.


***


-Robi naprawdę świetne zdjęcia. Mam identyczny. – usłyszałem dziewczęcy głos za ramieniem, który wyrwał mnie z zamyśleń na temat aparatu fotograficznego znajdującego się na wystawie. – To znaczy będę miała, ale już go wypróbowałam. – dokończyła, gdy odwróciłem się do niej przodem. Ujrzałem uśmiechniętą szatynkę, wyciągającą w moją stronę dłoń. – Jestem [T.I.].
-Harry. Bardzo mi miło. – odwzajemniłem gest i uśmiech. – Serio? Niezbyt znam się na takim sprzęcie, a chciałbym zrobić prezent siostrze. Zawsze marzyła o dobrej lustrzance. – wyznałem.
-Oczywiście. Na pewno się nie zawiedzie. – rzekła z ogromnym przekonaniem.
-Chyba spadłaś mi z nieba. – obdarowałem ją najpiękniejszym uśmiechem, na jaki było mnie stać.


***


Spacerowaliśmy londyńskimi przedmieściami. Moja towarzyszka zgodziła się na spacer i teraz z nowo nabytym aparatem, odebranym w sklepie, w którym zakupiłem ten sam model, fotografowała prawie każdy napotkany obiekt: gołębie spoczywające po długim locie na wieży katedry; dwóch staruszków zacięcie rywalizujących w grze zwanej szachami; zakochaną parę, wyznającą sobie miłość po wyryciu swoich inicjałów na ławce; i wiele innych.
-Po co Ci tyle zdjęć budynków, ptaków i przypadkowych przechodniów? – zapytałem w pewnym momencie.
-Magia tkwi w prostocie. – odpowiedziała tajemniczo nie przerywając swojego zajęcia. Nadal nieoświecony sensem robienia owych zdjęć zastanawiałem się nad kolejnym pytaniem. Jednak ciekawy jakości fotografii, poprosiłem ją, by mi je pokazała. Usiedliśmy przy fontannie i podała mi swoje urządzenie. Przeanalizowałem dokładnie każde dzieło. Dokładnie, dzieło. Idealnie uchwycała emocje panujące wokół: miłość, smutek, radość, fascynację..
-Wow. – udało mi się wydusić po obejrzeniu owoców jej pracy. – One są .. świetne, wspaniałe. Wow. – powtórzyłem. Nie potrafiłem wyrazić swojego uznania. Po raz pierwszy w życiu.
-Wcale nie. Takie zwyczajne.. – oświadczyła. – Jednak z tego jestem dumna. – rzekła, po czym pokazała zdjęcie, na którym pierwszoplanową postacią jestem ja. Pewnie je ominąłem. Widziałem wiele zdjęć, które robiono mi z zaskoczenia. Jednak to było niezwykłe. Uchwyciła jakby uczucia, panujące we mnie: zakłopotanie, zamyślenie. Idealne światło, tło i drugoplanowe eksponaty, jakby specjalnie przygotowane.
-Wydaje mi się, że jako pierwszy podziwiam prace najsłynniejszej na świecie pani fotograf, która wkrótce zrobi ogólnoświatową karierę. – pochwaliłem ją z głębi serca, gdy odzyskałem mowę. – Za kilka lat będę mógł się chwalić, że poznałem Cię osobiście, [T.I.]. – dorzuciłem głosem pełnym dumy. Miałem nadzieję, że ujrzę jakąkolwiek inne emocje na jej twarzy, niż .. smutek. Rozważyłem każde ze słów, jakiekolwiek powiedziałem. Nie było w nich nic złego.
-Wydaje mi się, że nie będzie to możliwe. Za kilka lat.. – przerwała. Spojrzałem na nią pytająco. Podniosłem jej podbródek i spojrzałem prosto w jej piękne oczy. - .. nie ma możliwości, by to, co mówisz się ziściło. To naprawdę bardzo miłe, ale nierealne. – dokończyła, lekko podnosząc kąciki ust do góry. Spuściła głowę i wyłączyła aparat.
-Jak to? Całe życie przed Tobą! – stwierdziłem z entuzjazmem, odgarniając jej włosy za ucho.
-Mam białaczkę.. ostatnio się nasiliła. – oznajmiła, a jej twarz widocznie pobledła. Nadal dostrzegałem uśmiech. Czułem, że w środku załamała się przez moją dociekliwość. Brakowało tego, bym głupio dorzucił : „Żartujesz?”. I tak, jak przeczuwacie, zrobiłem to.


***


Miałem czekać na nią na ławce w miejskim parku obok pomnika. Musiałem przeprosić za swoje zachowanie. Myślałem nad tym całą noc i postanowiłem, że zrobię wszystko, co w mojej mocy, by umilić jej czas.
-Mam nadzieję, że nie spotkałeś się ze mną przez litość i wyrzuty spowodowane moją chorobą. – powiedziała, gdy pojawiła się obok mnie. Odpowiedziała jej głucha cisza z mojej strony. – Aha. Czyli tak? Naprawdę nic się nie stało. Pogodziłam się z tym i rozumiem to. Każdy tak reaguje.
-Przepraszam. – wydukałem i wstałem, łapiąc za dłoń. Obserwowałem jej pełne radosnych iskierek brązowe oczy i szczery uśmiech. Podziwiałem jej piękną figurę, którą wdzięcznie odziewały czerwona spódniczka oraz marynarka w tym samym kolorze ,a pod nią biała, zwiewna bluzka. – Ładnie dziś wyglądasz. – wypaliłem.
-Dziękuję. – zachichotała, lekko rumieniąc się. – Serio chodziło o te zdjęcia, czy to pretekst?
-Serio, serio. – poruszyłem na swój specyficzny sposób brwiami, co ją rozbawiło. – Chociaż.. to byłby rzeczywiście niezły pretekst. – dopowiedziałem po krótkiej chwili zastanowienia, uśmiechając się.


***


Mijały najpiękniejsze miesiące mojego życia. Nasza przyjaźń przerodziła się w głębsze uczucie. Spędziłem wiele czasu z nią i jej rodzicami. Czułem się, jakbym był częścią tej rodziny. I tak mnie traktowano. Udało mi się to połączyć z karierą, którą [T.I.] jak najbardziej popierała. Pewnego dnia, jak zawsze, gdy mam wole, poszedłem do jej domu, by przeżyć z nią kolejne wspaniałe chwile. Dostrzegłem karetkę na podjeździe. To po nią.


***

-Nieustannie przy niej czuwałem. Bezradnie patrzyłem jak uchodziło z niej życie. Jak jej oczy gasły. Jak stawała się coraz słabsza. Jak choroba ją pokonywała. A ona nadal się uśmiechała. Wydawała się szczęśliwa, gdyż była kochana; przeze mnie i jej rodziców. Dzięki niej przez te kilka miesięcy nauczyłem się więcej niż przez całe moje wcześniejsze życie. W końcu poznałem prawdziwą definicję szczęścia. Wiedziałem, że go nie można kupić za pieniądze. Prawdziwe szczęście jest rzeczą wysiłku, odwagi i pracy. Nie jest ani dziełem przypadku, ani darem bogów. To coś, co każdy musi wypracować dla samego siebie. To pogoda umysłu, zadowolenie, beztroska, uśmiech życia. Jest to choćby chęć otworzenia oczu o poranku. Ono jest tam, gdzie je widzimy. Bez niej nie zrozumiałbym szczęścia i podążałbym za czymś, co nim nie jest. Umieć wykorzystać czas – to jest szczęście! Ona go wykorzystała i była szczęśliwa. Nie śmiem wątpić, że teraz także się uśmiecha. Nauczmy się tej definicji i bądźmy szczęśliwi, mimo tej bolesnej straty i pustki. Ona tego by chciała.[T.I.], dziękuję. Kocham Cię. Zawsze będę Cię kochał. – zakończyłem mowę pożegnalną. Podszedłem do jej trumny, położyłem na niej białą różyczkę i złożyłem pocałunek na brązowym wieku. Cofnąłem się o kilka kroków i obserwowałem kolejne obrzędy pogrzebu mojej ukochanej. Może i te słowa wydawały się dziwne, ale płynęły prosto z mojego serca.




Usłyszałem brawa. Obejrzałem się iw progu pokoju ujrzałem ją.
-Za każdym razem ta historia brzmi inaczej. – podeszła do mnie i złożyła ciepły pocałunek na moich ustach, ukazując rząd białych zębów. Jej brązowe kosmyki musnęły moją twarz. Zwinnym ruchem sprawiłem, że żona siedziała na moich kolanach. – A jak Wam się podobała? – zwróciła się do dwójki uważnie słuchających dzieci. Ośmiolatek i sześciolatka spojrzeli na siebie, po czym razem zaczęli przedstawiać swoje pozytywne opinie, które składały się głównie z `Bardzo, bardzo, bardzo(…)`.
-A teraz pora spać. –oznajmiłem. Zerwaliśmy się z krzesła, złożyliśmy całusy na czołach pociech, otuliliśmy je kołderkami i kierowaliśmy się do wyjścia.
-Ale co z tymi zdjęciami? – rzekł nagle chłopiec. Odwróciliśmy się w jego stronę. Położyłem ręce na biodrach [T.I.] i wzrokiem błagałem o pomoc.
-No właśnie. Co z tymi zdjęciami? – zapytała przedrzeźniając mnie i targając moje loki. Czule złożyłem pocałunek na jej ustach cały czas zastanawiając się, jak wybrnąć z tej sytuacji, by spędzić z nią cudowny wieczór.


_____


wow . massive thank za odwiedziny :D
przepraszam, że długo nie dodawałam, ale moja wena ma się kiepsko. brak motywacji i te sprawy :) więc ile komentarzy dla tego imagina i Hazzy? :)
podoba się? warto było czekać? CZEKAM NA WASZE OPINIE.
każdy komentarz na prawdę baaaaardzo motywuje <3.
xoxox ♥


p.s. dedykuję go Madzi, która o niego poprosiła ♥
z kim następny? ;*

sobota, 18 sierpnia 2012

# 6. `Znaczne mniej, niż oczekiwałam.`


Aby znaleźć miłość nie należy pukać do każdych drzwi. Gdy przyjdzie właściwa godzina, sama wejdzie do naszego domu, serca, życia. Moja była tuż obok, prawdopodobnie całkiem nieświadoma. Mieszkałam w domu, w którym żyła. Całkowicie zajęła moje serce, które radowało się każdym uzależniającym dotykiem, objęciem, uśmiechem, przyjacielskim całusem. Była wielką częścią mojego życia. Była czymś, co kiedyś mogło rozwinąć się w coś wielkiego, ale w obecnej swej postaci nie dawało mi zadowolenia. Dawało znacznie mniej, niż oczekiwałam. Jednak byłam cierpliwa i cieszyłam się każdą chwilą z nim spędzoną, każdą rozmową, każdą bliskością. Czekanie godzinę, to długo, gdy miłość ma się przed sobą. Ale ja mogłam czekać wieczność, jeżeli jego miłość byłaby w końcu nagrodą. Każde ukradkowe spojrzenie napawało mnie nadzieją na coś więcej. Łaknęłam jego pocałunku. Pragnęłam, by namiętnie wpił się w moje usta, by wtedy zatrzymać czas..


***


-[T.I.]! – krzyknął wpadający do kuchni Louis.
-Aaa! – jęknęłam przestraszona i odwróciłam się w jego stronę.
-Moje oko! Aua! – wrzeszczał, mrużąc jedno z niebiańskich oczu.
-Co się stało? Pokaż. – powiedziałam przejęta, wytarłam ręce mokre od ogórków, z których miałam zamiar przyrządzić sałatkę.
-Coś mi chyba wpadło do oka i nie chce wypaść. – odpowiedział teatralnie i podszedł do mnie, bym pomogła mu w `cierpieniu`.
-Nic tu nie ma. – rzekłam po dokładnych oględzinach narządu wzroku.
-Jeest. – przekonywał czarującym głosem i szybkim ruchem wpił się w moje usta, po czym równie szybko oderwał się. – Ty. – dokończył. Nadal zaskoczona sytuacją lekko się uśmiechnęłam i przygryzłam dolną wargę na znak, że było przyjemnie. Wpatrywałam się w jego nieziemskie usta, które po chwili znów złączyły się z moimi w jedność. Chwycił mnie za pośladki i uniósł, usadawiając na blacie, uprzednio odgarniając jednym gestem naczynia, by zrobić trochę miejsca. Owinęłam swoje nogi wokół jego bioder. Namiętnie pieścił moje wargi, jakby miał nigdy nie przestać. Liczyła się tylko ta chwila..


*


-Wow! – krzyknęli chórem chłopcy stojący w drzwiach. Od razu Louis odsunął się kawałek, sięgnął po marchewkę i rzucił krótkie: „No co?”.
-Uff. Ale tu się działo! – powiedział zafascynowany Liam.
-Że co!? – oburzył się Tommo. – Wpadło mi coś do oka i poprosiłem [T.I.], żeby mi to wyciągnęła. – tłumaczył się speszony, chrupiąc warzywo. Podniosłam dotąd opuszczoną głowę, pokazując zaróżowione policzki, które starałam się ukryć i pytająco spojrzałam na Tomlinsona.
-Swoimi ustami? – zapytał z ironią Harry, opierając się o futrynę.
-Jeju. O co Wam chodzi? Nic nie zaszło. – rzekł obojętnie Lou. Obdarzyłam go wzrokiem pełnym pretensji i nienawiści. „Nic nie zaszło?” – powtórzyłam w myślach jego wypowiedź. Tę najcudowniejszą chwilę mojego życia nazwał „niczym”?! zrozpaczona skarciłam się w myślach za jakąkolwiek nadzieję, że to coś znaczyło.
-Ma rację. Nic fascynującego nie miało tutaj miejsca. – powiedziałam przez zęby. Zeskoczyłam z blatu, minęłam zdezorientowanego `ukochanego` i jak najszybciej drugimi drzwiami podążyłam do swojego pokoju, gdyż czułam, że zaraz wybuchnę. – Jak jesteście głodni, to dokończcie sobie sałatkę – dodałam będąc już w innym pomieszczeniu. Zamknęłam się w swojej sypialni i ze złości zrzuciłam stos książek z biurka.
-Cholera! – wrzasnęłam. Zayn i Liam chcieli dostać się do mojego pokoju, ale ja nie chciałam ich towarzystwa. By ich zagłuszyć, założyłam słuchawki i puściłam „Torn” jednocześnie grając ten utwór na gitarze. Starałam się śpiewać jak najgłośniej, a zarazem bardzo czysto, by Lou to usłyszał. Może i to było dziecinne, ale w jakiś sposób chciałam mu pokazać, jak mnie zraniły jego słowa. Dotarło do mnie, że to również pomaga mi wyładować emocje, więc siedziałam na łóżku i grałam, co przyszło mi do głowy.


***


W końcu miałam dość siedzenia w czterech ścianach, a dobijanie się chłopaków umilkło. Nie miałam ochoty siedzieć w ich towarzystwie, którzy pewnie mierzyliby mnie wzrokiem. Wymknęłam się więc bezszelestnie z domu. Wybrałam się w miejsce, z którego uwielbiałam obserwować gwiazdy. Wdrapałam się na pagórek i usiadłam na dużym kamieniu, wpatrując się w ciała niebieskie. W głowie miałam jedynie dzisiejszy incydent. Żałowałam, że wtedy nie zostałam i nie porozmawiałam z nim. Po raz kolejny tego dnia skarciłam się w myślach. `Po co miałam z nim rozmawiać, skoro to nic dla niego nie znaczyło?`. Powtarzałam sobie, że dla mnie również to nie miało znaczenia. Właściwie, to sobie to wmawiałam..


*


-Wiedziałam, że Cię tu znajdę. – usłyszałam czyjś głos. Jego głos. Momentalnie wstałam i bez słowa chciałam odejść. Złapał mnie za nadgarstek. – Chyba musimy porozmawiać. – powiedział z powagą.
-Nie mamy o czym. – rzekłam, patrząc mu prosto w oczy, gdy odwróciłam się do niego. Jego oczy zaszkliły się. Zaczął je mrużyć z niedowierzania. I stało się. Rozpłynęłam się po raz kolejny w jego pocałunku. Ten był nieśmiały i bardzo delikatny. gdy się ode mnie oderwał powoli otwierałam oczy i zacisnęłam wargi, by tego nie powtórzyć. Obserwowałam go wzrokiem pełnym rozkoszy ale i zakłopotania.
-To również nic dla Ciebie nie znaczyło? – zapytał po chwili milczenia.
-Słucham? – syknęłam zdenerwowana. – To były Twoje słowa, to TY je powiedziałeś chłopakom..
-Kocham Cię.
-.. nie ja. A teraz śmiesz mówić mi, że.. – zatrzymałam potok słów wymawianych z prędkością światła, pełny pretensji. Zastanawiałam się, czy to, co powiedział było głuchym wyznaniem w mojej wyobraźni, czy jego słowami.
-Kocham Cię. – powtórzył, mocniej łapiąc moją dłoń. W jego oczach widziałam niepewność.
-Jesteś świadomy tego, co powiedziałeś? Wiesz, jakie znaczenie mają te słowa? – byłam pewna wątpliwości, co do jego wyznania.
-„Kocham” to znaczy : ja chcę być dla ciebie prawdy i dobra, i piękna zaklęciem, umiłowanym twej..
-duszy dziecięciem, Twoim marzeniem o niebie. – dołączyłam się.
-Maria Konopnicka. – wyszeptał z uśmiechem.
-Ja Ciebie też. – rzekłam, po czym złączyliśmy się w najnamiętniejszym do tej pory pocałunku.


____


dzisiaj Louis :)
jak Wam się podoba ? :) x

czwartek, 16 sierpnia 2012

# 5. `Móc zaspokoić głód, zachowując apetyt.`


-Człowiek jest wielki w rzeczach krańcowych: w sztuce, w miłości, w głupocie, w nienawiści, w egoizmie, a nawet w ofiarności – ale światu najbardziej brak przeciętnej dobroci. Największym złem jest tolerancja krzywdy i cierpienia względem zwierząt. Natura zrobiła z nas bogów, zanim nawet okazaliśmy się godni być ludźmi. Używamy tego tytułu dla własnych korzyści. Nie dostrzegamy, że możemy kogoś ranić. On nie powie nam, że cierpi, że potrzebuje naszej uwagi i szacunku. Nie zna języka, którym się posługujemy. A gesty po prostu lekceważymy. Być człowiekiem, to w istocie być odpowiedzialnym za swoje czyny. Właśnie dlatego niektórych z nas nie sposób tak określić. Raczej nazwałabym ich najniegodziwszymi i najdzikszymi `stworzeniami` bez poczucia moralnego. Na szczęście są ludzie, którzy tacy nie są; których najlepsza część życia to małe, bezimienne i zapomniane akty dobroci. To, co mogą uczynić jest tyko maleńką kroplą w ogromie oceanu, ale dla nich to właśnie to, co nadaje znaczenie życiu.
-Nie każdy jest dobry z natury. – przerwałem milczenie.
-Ludzie stają się dobrzy przez ćwiczenie i praktykowanie dobroci. – oświadczyła. No tak. Znów znalazła jakieś wyjaśnienie. Spojrzałem w jej mądre, błyskotliwe oczy. Mimo, że mi dopiekła, nie czuła triumfu. Była inna, niż każdy. Coś mnie w niej ujmowało. Nigdy nie spotkałem osoby tak bardzo kochającej zwierzęta, jak ona. Nawet Harry i Liam nie okazują swoim ulubieńcom tyle miłości.
-Masz bardzo ciekawe życie. I dar przemawiania. – powiedziałem, wbijając wzrok w ziemię. każde jej spojrzenie peszyło mnie. Może i jestem nieśmiały, ale przy niej wyjątkowo. I tak zaskoczyło mnie, że potrafię płynnie wymawiać zdania i własne przemyślenia.
-Całkiem normalne. – rzekła obojętnie.
-Skąd w Tobie tyle dobroci? Musi Ci być ciężko pogodzić naukę z tą pracą.
-Sztuką życia jest móc zaspokoić głód, zachowując apetyt. Wcale nie. Daję radę.
Co jedzenie ma do dobroci? Wolałem się nie odzywać, by po raz kolejny się nie ośmieszyć. Wiedziałem, że muszę to sam przemyśleć, by dokładnie zrozumieć.
-Bardzo kochasz tego psa. – stwierdziłem, wskazując na leżącego u jej stóp owczarka niemieckiego. Przytaknęła. Chyba się wzruszyła, gdyż przez najbliższą chwilę nic nie mówiła.
-A potrzebujecie kolejnego ochotnika w schronisku? – zapytałem z uśmiechem. Podniosła głowę, przeszywając mnie wzrokiem.
-Kiedy możesz zacząć? – spytała z fascynacją, ukazując rzędy białych ząbków.
*Kwadrans wcześniej*
-Brutus! Aport! – krzyknęłam do towarzysza, rzucając przed siebie dysk. Pies rzucił się za nim. Wodziłam za nim wzrokiem. Rozpędzony owczarek nie zdążył się zatrzymać i wpadł na przechodnia. Ten obalił się pod ciężarem pupila. Pobiegłam w ich stronę i pomogłam wstać chłopakowi.


***


Coś mnie przewróciło. Upadłem na ziemię; lekko uderzyłem się w głowę. Delikatnie ją uniosłem i rozmasowywałem bolące miejsce.
-Brutus! Zejdź z pana! Do nogi! – rozkazywała zapewne właścicielka psa, który przyczynił się do mojego ‘zetknięcia’ z glebą. – Przepraszam najmocniej. Bawiłam się z nim i przypadkowo na Ciebie wpadł. – zaczęła monolog skierowany do mnie, gdy w końcu mogłem swobodnie przejść do pozycji siedzącej. Przyglądałem jej się dosłownie od stóp do głowy. Zgrabne nogi, które wdzięcznie przykrywały obcisłe, turkusowe legginsy. Szczupłe, piękne ciało opinała zwiewna, kwiecista sukienka. Chaotycznie rozwiewane przez zefirek blond włosy opadały na wąskie ramiona. Zmartwione, błękitne oczy miały wyraz przepraszający. Pokryte błyszczykiem usta w kolorze malinowym wydobywały z głębi potok słów pełnych gracji.


***


-Proszę nie mieć do niego pretensji, to moja wina. Wiem, że powinien być na smyczy, ale naprawdę jest nieszkodliwy. – tłumaczyłam, odciągając psa, po czym podałam rękę brunetowi o czekoladowych oczach, przyglądającymi mi się z zafascynowaniem.
-Nie szkodzi. Nieszkodliwy, ale ciężki. – uroczo zażartował, otrzepując pył ze swoich czerwonych spodni. – Jestem Zayn. – rzekł po skończeniu czynności.
-[T.I.]. jeszcze raz najmocniej przepraszam.
-Twój pies? – zapytał, właściwie bardziej twierdząc niż pytając, wskazując na potulnie siedzącego owczarka, przyglądającego się całej sytuacji, której był sprawcą.
-Tak. To znaczy nie.. ale tak. – zamotałam się. – Opiekuję się nim w schronisku mojego taty. –    dokończyłam.
  -Taki uroczy pies w schronisku? Aj, niemożliwe. – powiedział, kucając i podejmując próbę pogłaskania psa. Ten przerażony cofnął się od kilka kroków, ukrywając się za mną. 
-Przepraszam. Dużo przeżył i jeszcze nie do końca potrafi zaufać człowiekowi. – wytłumaczyłam go. – Hej, nie bój się. Już jest ok. nikt Ci nie zrobi krzywdy. Nie pozwolę, wiesz? No, podaj łapę na przeprosiny Zayn`owi. – przemawiałam do Brutusa, klęcząc przed nim, delikatnie drapiąc w okolicach uszu. Tamten chłopak mógł uznać mnie za idiotkę, ale trudno. Pies jakby zrozumiał moją przemowę i wyciągnął przednią kończynę w stronę nieznajomego. Na jego twarzy pojawił się miły uśmiech.
-Masz trochę czasu, żeby np. porozmawiać? – zapytał, kierując wzrok na mnie.
-Jasne. – potwierdziłam, obdarzając najsłodszym uśmiechem, na jaki było mnie stać.
-Usiądziemy? – gestem wskazał na pobliską ławkę.
-Ok.
-Opowiedz mi coś więcej o sobie. – zaproponował.
Chwilę rozmawialiśmy, dowiadując się ciekawych rzeczy na temat rozmówcy. Wykazał entuzjazm i zainteresowanie w sprawie moich poglądów i doświadczenia o ludziach powiązanych z miejscem pracy mojego ojca. Rzadko przemawiam, jednak teraz postanowiłam wyjawić to, co od dawna chciałabym powiedzieć całemu światu. O, dziwo, słuchał tego z zainteresowaniem. Co chwilę unikaliśmy swoich spojrzeń. Gdy się rumienił, wyglądał uroczo.




______


witajcie :) dziś jest Zayn .
coś mi się w tym imaginie nie podoba . sama nie wiem co... jednak musiałam dodać :)
inspiracja? program telewizyjny o psiej adopcji. mam nadzieję, że coś z tego można wywnioskować..
a Wam coś podoba lub nie w tym imaginie ? :)
liczę na bardzo szczere opinie .
xoxo ♥

poniedziałek, 13 sierpnia 2012

# 4. `Dziękuję, że jesteś` część 1.



<piosenka, przy której to pisałam:)>





„Trzeba coś stracić, by to docenić, żeby odzyskać, trzeba się zmienić” – święta prawda. Dlaczego nie doceniamy tego, co mamy? Czasem jest za późno, by się zmienić. W jakich sytuacjach? Na przykład, kiedy w `grę` wchodzi śmierć. Nie oceniamy bliskości, miłości i obecności człowieka, dopóki go nie zabraknie. Łudzimy się, że tak nie jest. A jednak. Kiedy owy człowiek żyje jest taki `zwyczajny`. Czasem niechętnie z nim rozmawiamy, bo tłumaczymy się, że nie mamy z nim tematów. Niechętnie spędzamy z nim czas, ponieważ nie mamy co robić. Lecz gdy nagle go zabraknie, gdy odejdzie na zawsze, znajdujemy milion czynności, które moglibyśmy z nim wykonać i jeszcze więcej słów, które chcielibyśmy mu przekazać, a także równie dużo tematów, o których chcielibyśmy z nim porozmawiać. Owszem, dziwne. Ale my jesteśmy tylko ludźmi, którzy naiwnie popełniają błędy, które nie zawsze potrafią naprawić, zanim będzie za późno. Wydaje się, że na zawsze pozostanie pustka po tej osobie w naszym sercu. I rzeczywiście. Nasze serce już zawsze potem będzie tęskniło. Wiecznie tęskniło. Żaden człowiek NIGDY nie zastąpi innego człowieka choćby nie wiem jak się starał. Nigdy. Zawsze może próbować, ale to już nie będzie to samo. Zawsze i na zawsze utrata będzie bardzo bolała, chociaż z czasem przyzwyczaimy się do bólu. Jednakże i tak będzie odczuwalny. Coraz mniej będziemy wspominać, ale nigdy nie zapomnimy choćbyśmy chcieli. Często będą leciały nam łzy, które z czasem będziemy potrafili powstrzymać. Znajdziemy ukojenie. Nie zawsze w nałogach. Pomogą nam życzliwe osoby, które nas otaczają. Dzięki nim nasz stan ducha ulegnie zmianie w pozytywnym tych słów znaczeniu. Skąd to wiem? Z własnego doświadczenia. Straciłam kogoś, kto okazał mi się bliższy, niż myślałam. I otoczyli mnie kochający ludzie, którzy zawsze byli przy mnie i wspierali. Czułam się bezpieczna i mimo tragedii – szczęśliwa. To idiotyczne, ale przysięgam, że tak było. Lecz potem… momencik. Zacznę od początku…


***


Telefon spadł na podłogę i z hukiem rozpadł się na kilka części. Łzy mimowolnie popłynęły po moich pokrytym różem policzkach, zostawiając po sobie czarny ślad od tuszu i kredki do oczu. Usta zaczęły drżeć, wydając dziwne dźwięki, do których trudno znaleźć odpowiednik wyrazów dźwiękonaśladowczych. Przestałam panować nad moim ciałem i bezwładnie opadłam na kanapę, która na szczęście spoczywała tuż za mną. Schowałam głowę w dłoniach, lekko pochyliłam się, opierając łokcie na kolanach i płakałam. Strumień łez płynął, robiąc zabarwioną kałużę na panelach. Do salonu wpadł przerażony Liam, mocno mnie przytulił, siadając obok i początkowo o nic nie pytał. Czule całował i gładził moje jasnobrązowe włosy, próbując mnie uspokoić. Doskonale wiedział, że jego pocałunki i zamknięcie mnie w swych silnych ramionach dobrze na mnie działają, dodając otuchy i uspokajając.
Świetnie wyczuł moment, w którym minął pierwszy szok i wrócił mi głos. Wskazówką było to, że ucichł mój szloch. Wydawało się, że łzy, które miały wylać się, spełniły swoją powinność. Oderwał moją głowę z brudnych od kosmetyków rąk i podniósł na wysokość jego głowy. Wpatrywał się głęboko czekoladowymi tęczówkami, z których przebijała troska i współczucie, w moje zaszklone, pełne bólu oczy.
- Dziadek – rzekłam, po czym znów ogarnął mnie atak płaczu. To słowo wystarczyło, by wiedział to, co powiedziała mi pielęgniarka, dzwoniąca ze szpitala. Znów mocno mnie przytulił. Tym razem głowę położyłam na jego ramieniu. Nie przejęłam się tym, że mogłam mu poplamić biały T-shirt. On też nie. Poczułam łzę na moim ramieniu, która nie należała do mnie. To była jego łza. Doskonale znał mojego kochanego staruszka i bardzo go lubił. Z wzajemnością. Milczenie i chwile rozpaczy przerwał nam dźwięk jego telefonu. Szybkim ruchem wyciągnął go z kieszeni dresowych, siwych spodni, by sprawdzić, kto dzwoni. Odebrał.
- Tak? – zapytał cichym, z nutką drżenia głosem. Wsłuchiwał się w słowa rozmówcy.
- Będę za pół godziny – wypowiedział i zakończył rozmowę. – Trzeba jechać do szpitala. Chcesz zostać w domu, czy wolisz jechać? – szeptał mi do ucha.
-Jadę z Tobą.




Oderwałam się od jego ramienia i pocałowałam w usta.
-Dziękuję… za wszystko…
-Kocham Cię – uzyskałam odpowiedź.
Zerwaliśmy się z kanapy. Liam popędził zmienić podkoszulek, który zaczął ściągać w drodze do garderoby. Ja natomiast poszłam ogarnąć moją twarz, gdyż schludny ubiór, w którego skład wchodziła długa, granatowa tunika, wzorzyste legginsy i conversy były ok. Weszłam do łazienki, ostrożnie naciskając na klamkę, by jej nie pobrudzić. Gdy ujrzałam siebie w lustrze, po prostu się przeraziłam. Oczy podpuchnięte i czerwone od płaczu, kontrastowały z bladą cerą, na której widniały resztki mascary i kredki. Szybkim ruchem sięgnęłam po płyn do demakijażu, strącając ulubione perfumy Payne`a, których flakonik rozbił się na dość duże części. Chciałam je szybo pozbierać, ale dość głęboko się skaleczyłam gdyż moje dłonie nadal drżały. Usiadłam na kolanach w kałuży perfum i zaniosłam się płaczem, wyciągając szkło i obserwowałam łączącą się krew ze środkiem zapachowym. Nawet nie zauważyłam, kiedy On znalazł się obok mnie. Wziął mnie na ręce i przeniósł pod ścianę, z dala od szkieł.
-Przepraszam. Ja je odkupię. Obiecuję. – wydusiłam przez łzy.
-Nie szkodzi. Nie przejmuj się tym. Pokaż dłoń. Uhh.. Paskudna rana. Czekaj chwilkę. – mówił, zachowując spokój. Pocałował mnie w czoło i udał się po apteczkę. Wrócił i delikatnie opatrzył skaleczenie. Z zainteresowaniem przyglądałam się jego jakże przemyślanym i opanowanym ruchom, nadal nie mogąc powstrzymać łez i drżenia. Ponownie opuścił pomieszczenie i przybył z czarnym T-shirtem, czarnymi jeansami, beżowym, ciepłym sweterkiem i balerinami.
-W tym będzie Ci wygodnie. – rzekł, kładąc ubrania na wannę, niedaleko której siedziałam. – Dasz radę? Jeżeli chcesz, to pojadę sam. Nie chcę Cię zaciągać w takim stanie… - dodał troskliwie.
-Nie, ja chcę jechać. Ja muszę. Daj mi chwilkę. Ja… ja się uspokoję i ogarnę. 5 minut. – powiedziałam, próbując powstrzymać słone krople i ustatkować drgające ciało i głos.
-Jesteś bardzo silna. Kocham Cię.
Po raz -sty złożył pocałunek na moim czole, po czym pomógł mi wstać, podał kosmetyki i gadżety, dzięki którym mogłam pozbyć się niechcianego makijażu i wyszedł. Gdy wrócił, wyglądałam już całkiem ok. Aczkolwiek wciąż uparcie walczyłam, by osiągnąć spokój.
-Już? – zapytał. Przytaknęłam. Podszedł do mnie i zamknął w objęciach.
-Na pewno chcesz jechać? – wyszeptał, kładąc nacisk na słowa `na pewno` .
-Tak . – odrzekłam stanowczo.
-Jak będziesz chciała, to możesz zostać w samochodzie. Pewnie trzeba załatwić jakieś formalności, czy coś.
-Dam radę – przekonywałam go.
-Jesteś dzielna, wiesz? – spytał patrząc mi głęboko w oczy.
-Nie. Ja tak muszę. Ale dziękuję Ci. Dziękuję, że jesteś.
Wysiliłam się na lekki uśmiech. Nasze usta spotkały się w pocałunku. Złapał mnie mocno za rękę, zamknął apartament i wsiedliśmy do samochodu, który uprzednio wyprowadził.


***


Podczas drogi do szpitala wpatrywałam się w słońce, które właśnie opuszczało niebo.
Nadawało różowo-fioletowo-pomarańczowe barwy pojedynczym obłokom. Miało ono rozpocząć dzień na drugiej półkuli, a na tej, na której się znajdowałam zakończyć happy end`em lub, jak w moim przypadku, kiepskim finałem tragedii, która miała jeszcze trwać. Cały czas po głowie chodziły mi słowa salowej `(…) Pani dziadek nie żyje …`. Dalszych słów nie słyszałam, gdyż upadł mi telefon. Łzy napłynęły do moich oczu, uprzednio kryjąc się. Liam złapał mnie za rękę i posłał troskliwy uśmiech. Czułam bijące od niego ciepło, które dodawało mi otuchy. Wiedział, że najlepszym wyjściem jest milczenie. Że cały trwający szok minie i wtedy będę gotowa na rozmowy i wyżalenia. Znał mnie bardzo dobrze. Czasem nawet lepiej, niż ja sama siebie..




_____________


na życzenie jest Liam :)
obiecuję, że druga część nie będzie monotonna :) x
bardzo proszę o komentarze. nie wiem, czy Wam się podobają i wgl. jeżeli będzie (przynajmniej) 5 komentarzy, zabiorę się za II część jak najszybciej . proszę <3. dla Was to minuta, a dla mnie znaczy to baaaardzo wiele ♥
pojawiły się też 2 nowe ankiety. proszę o odpowiedzi .
xoxo ;*

niedziela, 12 sierpnia 2012

# 3. `Kredyt zaufania` .

Biblioteka jest moim drugim domem, w którym ostatnio spędzam wiele czasu po kilkutygodniowej `przerwie`. Często dręczą mnie dziwne pytania, na które zawsze znajdę tu odpowiedź. Tu mogę przeżyć prawdziwą miłość, czy zwiększyć adrenalinę, zatapiając się w książkach. Tutaj zapominam o gnębiącej codzienności oraz o problemach. Żyję całkowicie innym, niemożliwym w moim świecie życiem, które wydaje się o wiele ciekawsze i gdzie kłopoty znikają same tak szybko, jak się pojawiły; nie tak, jak w moim przypadku. Znajduję ukojenie, uciekając od rzeczywistości. Mało interesują mnie ekranizacje i adaptacje. By dokładnie zrozumieć sens, przekaz i rolę postaci fikcyjnych, trzeba przeanalizować każde słowo i samemu, oczami własnej wyobraźni ujrzeć dane sytuacje. Nie według wyobrażeń scenarzysty, czy reżysera. W tym tkwi cała magia świata przedstawionego.


Po przeczytaniu kolejnych recenzji w sieci, postanowiłam sięgnąć po książkę. Przekroczyłam próg azylu i znalazłam się w dość dużym, przyjaznym budynku. Bibliotekarka jak zawsze posłała mi miły uśmiech. Tym razem była zbyt zajęta, by ze mną porozmawiać o celu mojej wizyty. Zawsze służyła pomocą. Doradzała gdzie powinnam czegoś szukać. Była jakby moim przewodnikiem po oceanie wiedzy znajdującym się w tym miejscu. Na szczęście jednak wiedziałam, gdzie szukać obiektu zainteresowania i jej pomoc była nadzwyczajnie zbędna. Poprawiłam kołnierzyk turkusowego żakietu, pod który założyłam biały t-shirt. Przerzuciłam przydługą, ściętą na prawą stronę grzywkę do tyłu i ruszyłam zdecydowanym krokiem w stronę odpowiedniego przedziału, czując się wygodnie w jeansach i bordowych conversach. Podeszłam do regałów z horrorami. Wodziłam wzrokiem po półkach w celu znalezienia lektury. Długo nie musiałam szukać. Już po około 6 minutach dostrzegłam nazwisko autorki i tytuł grubej, niskiej książki na jej grzbiecie. Jedyna komplikacją była wysokość, na jakiej się znajdowała, gdyż jej lokalizacją była najwyższa półka, gdzie moje 1,68 i długość ręki nie wystarczały. Bezskutecznie wspinałam się na palcach w celu jej złapania. Mimo tego moja zawziętość kazała mi podejmować kolejne próby zdobycia przedmiotu. Bez większych efektów.
Poczułam czyjeś silne dłonie na mojej smukłej talii, podnoszące mnie do góry. Szybkim ruchem sięgnęłam po powieść i poprosiłam o postawienie na ziemi, również dziękując wybawcy. Odwróciłam się w jego stronę i rozpoznałam w nim mój największy problem. Ten słodki, szarmancki uśmiech, zielone, urocze oczy i zawsze kręcone, idealne włosy. Jego koszula w kratkę i granatowe spodnie idealnie leżały na jego wysportowanym, umięśnionym ciele. W celu uniknięcia jakiegokolwiek ponownego zbliżenia, cofnęłam się o krok, wbijając się w regał. On jednak nie zważając na mój brak zadowolenia, wynikający z ujrzenia jego osoby, zmniejszał odległość dzielących nas centymetrów i zamierzał złożyć pocałunek na moich ustach. Próbowałam nie ulec pokusie i odwróciłam głowę.
-Co się stało, kochanie? – zapytał.
-Kochanie? Nie bądź zabawny. Już nie musisz udawać. Wygrałeś zakład. Gratulacje. – rzekłam ironicznie, z satysfakcją obserwując jego zdziwienie i zmieszanie. Odwróciłam się w stronę wyjścia, lecz ten zagrodził mi drogę ręką, na co zareagowałam ponownym wbiciem się w mebel z książkami i obdarzyłam go wrogim spojrzeniem.
-To nie miało być tak. Ty nie rozumiesz. – podejmował próby tłumaczenia się.
-Rozumiem. Aż za doskonale. Wybitny i znany pan Styles postanowił zaimponować swoim kumplom, więc rzekł, że potrafi rozkochać w sobie do szaleństwa każdą dziewczynę. Podło na klasowego mola książkowego i prymusa, na pierwszy rzut oka kompletnie pozbawionego jakichkolwiek większych uczuć do panicza. Dlaczego nie? Zabawa była wyborna, prawda? Idiotka uwierzyła w te wszystkie słowa i szczere intencje, których brakowało, i zakochała się do szaleństwa, a pan cieszył się triumfem. Wiele zyskałeś bawiąc się moim kosztem. Nie rozumiem jak nadal możesz kłamać mi prosto w oczy. Wiedziałam, że to było za piękne. Zresztą co ja mówię. Dla Ciebie to był zwykły interes. Teraz wygrałeś, więc spadaj i wypuść mnie, bo zamierzam wyjść. – z każdym wypowiedzianym zdaniem podnosiłam ton i nasilała się wewnętrzna wściekłość, gdy patrzyłam w jego oczy.- Jestem tylko przedmiotem, więc nie musisz okazywać żadnych uczuć i udawać, jak Ci przykro. Chociaż pewnie nawet na to Cię nie stać. Podsumowałam to, co chciałeś wydukać i co udało mi się wyciągnąć od Twoich kolegów. Wyręczyłam Cię, więc znikaj z moich oczu, bo nie ręczę za siebie. – narastała we mnie złość, łzy nachodziły pod powieki. Opuściłam jego rękę i szybkim krokiem odchodziłam.


-Czekaj! Daj mi coś powiedzieć! – niemal krzyczał z żalem, kierując słowa do mojej odwróconej sylwetki. – PRZEPRASZAM! Ja Cię naprawdę kocham, rozumiesz !? Kocham Cię, [T.I.] – ostatnie słowa wyszeptał. Byłam jeszcze na tyle blisko, że je usłyszałam i zatrzymałam się, przytulając do klatki piersiowej książkę. Obróciłam lekko głowę w lewą stronę, by posłuchać jego monologu, tyczącego się mojej osoby. Nie wiem, dlaczego to zrobiłam. Chociaż odpowiedź nasuwała się sama: po prostu go kochałam.
-Na początku, owszem, chodziło tylko o zakład. Nie potrafiłem dostrzec i docenić piękna, które kryło się pod pancerzem, który sama stworzyłaś. Chodziło o to, żeby nikt się do Ciebie nie zbliżył, prawda? Zainteresowała mnie Twoja naturalna uroda. I tylko dlatego się zgodziłem. Wtedy nie wiedziałem co robię. Chciałem szybko Cię rozkochać, a potem zapomnieć i traktować Cię jak powietrze, tak, jakbyś nigdy wcześniej nie istniała. Ale kiedy się przede mną otworzyłaś, kiedy Cię bliżej i lepiej poznałem, kiedy spędzałem z Tobą każdą wolną chwilę, coraz bardziej zakochiwałem się w Tobie i uzależniałem się od Twojej bliskości i obecności. Stawałaś się dla mnie własnym, prywatnym, wspaniałym światem, który był idealny. [T.I.], Ty jesteś moim ideałem, jesteś wszystkim, co mam najcenniejszego. Kiedy jesteś przy mnie wszystko inne przestaje się liczyć. Sława, opinie kumpli, wszystko jest nie ważne. Wtedy liczysz się tylko Ty. – mówił te słowa z niespotykanym spokojem i powagą. Nigdy nie mówił do mnie takim tonem. Wydawało mi się, że to cała prawda płynąca z jego serca. Poszedł do mnie, złapał moją dłoń i patrząc w moje oczy, kontynuował – Jestem totalnym frajerem. Ale proszę: daj mi , daj NAM drugą szansę. Zacznijmy od nowa. Zapomnijmy o tym, co miało miejsce. Wiem, że proszę Cię o wiele, ale mam nadzieję, ze zrozumiesz. I że czujesz to, co ja. Proszę. – przeszywał mnie na wylot swoimi zrozpaczonymi, zielonymi tęczówkami z iskierkami nadziei w oczekiwaniu na moją odpowiedź.
Po dłuższej chwili namysłu cofnęłam się o krok w tył i wyciągnęłam w jego stronę dłoń.
-Jestem [T.I.], bardzo naiwna i ślepo zakochana dziewczyna, obdarzająca Cię kredytem zaufania, mająca nadzieję, że te wszystkie wypowiedziane w pańskim monologu słowa, które przychodziły Ci na język są prawdą.
Uśmiechnęłam się ironicznie. Styles odwzajemnił gest.
-Jestem Harry, mający u Ciebie kredyt zaufania, którego już nigdy nie zawiedzie, zabójczo zakochany i w ciągu ostatnich tygodni, a zwłaszcza kilkunastu minut mówiący całą prawdę. Pragnę również zapewnić o szczerości moich uczuć.
Jego oczy zmieniły się w żywe i pełne szczęścia, w takie, które uwielbiałam. Wziął mnie na ręce i kręcił się ze mną wokół własnej osi. Złączeni w namiętnym pocałunku, rozpoczynaliśmy związek, zbudowany na zaufaniu.




__________


dziś Harry znów nie mogłam znaleźć odpowiedniej piosenki . przepraszam .
dziękuję za miłe komentarze.
co do imaginu mam nadzieję, że przypadną Wam również takie `zwykłe`, do których należy właśnie ten :)
wieloczęściowy imagin.pojawi się już może w przyszłym tygodniu.
z kim chcielibyście następny imagin? :) Zayn vs Liam? ♥
kocham Was, xx :)

sobota, 11 sierpnia 2012

# 2. `Przyjaźń ponad życie` .



„Jest tylko jeden sposób, by czuć się dobrze: należy nauczyć się być zadowolonym z tego, co się otrzymało, a nie dążyć do tego, czego akurat nie ma” – bardzo trafny aforyzm, w którym zawarta jest stuprocentowa prawda. A ja ? Ja oczywiście czułam się dobrze. Nawet bardzo dobrze. Byłam bardzo zadowolona, a zarazem dumna, że moim najlepszym przyjacielem był Niall. Znaliśmy się od pieluch. Wystarczyło nawet spojrzenie czy dotyk, byśmy wiedzieli o uczuciach towarzysza. Wspieraliśmy się z całych sił w każdej chwili, nawet gdy byliśmy bardzo zajęci. Zawsze znaleźliśmy dla siebie czas. Kiedy jeden z nas płakał, drugi razem z nim. Kiedy jeden z nas śmiał się, drugi również. Byliśmy zgodni we wszystkim. Zdarzało się, że czytaliśmy w swoich myślach. To w końcu 19 lat znajomości. Niektórzy nawet nazywali nas `starym, dobrym małżeństwem`.




A więc otrzymałam przyjaźń, którą ceniłam nad życie. Nie wiem jakim cudem, ale czułam niedosyt. Byliśmy, rzec można, idealnymi przyjaciółmi, więc dlaczego nie mogliśmy być idealną parą? Kiedyś w przyszłości skorzystać z tytułu `starego, dobrego małżeństwa`, nadanego przez najbliższych z naszego otoczenia? Zastanawiałam się nad tym i chciałam z nim porozmawiać. Okazało się, że zakochał się. Jednakże jego wybranką nie byłam ja. Dobrze, że nie zdążyłam podzielić się z nim swoimi przemyśleniami, prawda? Aczkolwiek czułam do niego coś więcej. Bynajmniej tak mi się wydawało. Jednakże nie chciałam zatruwać jego szczęścia, mimo, że ukochana jego serca nie przypadła mi do gustu. Odrzuciłam myśl, w której była powodem dla którego nie mogłam z nim być. Nie, nie, to nie tak. Zawsze cieszyłam się jego szczęściem. W tym przypadku również. Jednak jej przeszłość, przesadny makijaż i niektóre z zachowań przerażały mnie i odstraszały. Tym razem rozum mówił mi, bym wyjawiła to, co czuję i przedstawiła swoje wnioski. Lecz serce dostrzegające jego entuzjazm i bijącą radość kazało powiedzieć: „To świetna dziewczyna. Cieszę się, że na nią trafiłeś. Razem będziecie szczęśliwi.” Powiedziałam to ja! Pamiętam każde ze słów i moment, w którym je wypowiedziałam. W końcu jak można porównywać związek Nialla Horana ze sławną Demi Lovato, a z jakąś zwykłą dziewczyną? Boże, co ja mówię! Tzn. piszę! Mam czelność porównywać siebie z panną Lovato? Jak śmiałam? Dobra, chyba przesadzam.
Ich związek kwitł, a nasza przyjaźń gasła. Spędzał z nią każdą wolną chwilę, a mi poświęcał od czasu do czasu kilkanaście minut. Zakochany i zaślepiony miłością nie dostrzegał tego, co dawniej. Nie dostrzegał mojego pogrążania się w żałobie po naszym braterstwie, które straciło swoją moc. Nic nie było już takie samo. Teraz, gdy widział moje podpuchnięte i zapłakane oczy, wystarczyło zapewnienie `wszystko ok`, by mieć spokojne sumienie, że starał się pomóc. To trochę bolało. Miała być przyjaźń na zawsze, a tak wcale nie było. 19 lat to nie wieczność. Bynajmniej dla mnie. No ale on był szczęśliwy. Wmawiałam sobie, że ja również. A może rzeczywiście byłam? Na pewno. Jak mogłam oczekiwać ogromnej ilości czasu od niego, człowieka zaangażowanego w związek i zajętego swoją karierą?
Dawniej razem jeździliśmy na wakacje. Te wakacje Demi spędzała u boku Nialla. Moje wyglądały mniej więcej według tego schematu : dom-praca-dom. Nie czułam ich bez Horana. To były pierwsze takie wakacje od 19 lat. Tak, dobrze podejrzewacie. Gdy byliśmy mali, nasze rodziny wyjeżdżały razem. Potem tylko my z paczką znajomych. A teraz on z nią. Wydaje się, że zżerała mnie zazdrość, ale to nie prawda. Byłam zawiedziona – to prawda. Najprawdziwsza. A może jednak dążyłam do tego, co akurat było niedostępne? Eee… sama nie wiem. Dawniej o tym wszystkim rozmawiałam z Blondynem. A teraz? Biję się z myślami, zamiast je uporządkować. Niall teraz pewnie by… znowu zaczynam…


Karmelowe, lekko podkręcone włosy opadały na moje opalone, wąskie ramiona. Otaczały brązową od słońca twarz, na której wyróżniały się jedynie usta pokryte malinowym błyszczykiem i rzędy długich, kruczoczarnych rzęs. Kolor oczu niemal zlewał się z barwą cery. Ubrana w biały podkoszulek na ramiączkach i lawendowe shorty, siedziałam po turecku na łóżku. Na nogach ułożyłam laptopa i przeglądałam skrzynkę. Maile głównie z reklamami, od rodziny i znajomych ze starej szkoły. Nic nowego od Nialla. Nie odpowiadał już drugi tydzień, lecz wnioskując po zdjęciach, na których kilka dni temu zobaczyć go było można z Demi na Hawajach, bawił się wybornie i pewnie nie miał zbyt dużo czasu. Przywykłam, że zeszłam na drugi tor. No cóż. Taki mój los. Wzrok przeniosłam na okno, gdyż usłyszałam warkot silnika samochodu. Jednak byłam zbyt leniwa, by podejść i zobaczyć kto przybył. Słońce nieźle piekło, było duszno , więc komu chce się chodzić? Upiłam łyk coli z lodem, która wcześniej spoczywała na szafce nocnej, obok mebla, na którym znajdowałam się i wsłuchiwałam w czyjeś kroki. Przecież rodzice i moja młodsza siostra przed momentem wybrali się na basen. Pewnie czegoś zapomnieli i wrócili. Ale to nie kroki któregoś z członka mojej rodziny… były jakieś ociężałe i niezdecydowane..? gdyby czegoś zapomnieli, kroki słyszalne byłyby inaczej. `Zapomniałam zamknąć drzwi wejściowe` - przypomniałam sobie. `A jeżeli to włamywacz?`. Nie, nie. Chodziłby zapewne ciszej. Odgłosy umilkły. Rozległo się trzykrotne stuknięcie w moje drzwi i przekręciła się klamka. W pokoju pojawiła się dobrze znana mi osoba. Ciekawa jestem wyrazu swojej twarzy, gdy ujrzałam zapłakanego Horana. Dokładnie, zapłakanego. Oczy miał aż czerwone, a po policzkach spływały mu łzy. Zaniósł się szlochem, gdy podbiegłam do niego i go przytuliłam. Cały drżał. Słone krople owładnęły całkowicie jego tęczówki. Zdołałam zauważyć w nich ból. Dużo bólu.




-Przepraszam. – wydukał przez łzy.
-Za co? – zapytałam zdziwiona.
-Na pewno jesteś zła, że tyle czasu się nie odzywałem, a teraz tak po prostu przyszedłem, jak gdyby nigdy nic. – rzekł już nieco spokojniejszy. Na jego twarzy widniało zażenowanie i strach.
-Oczywiście, że nie. Jesteś tutaj zawsze mile widziany. – powiedziałam z uśmiechem.
Zaproponowałam mu, by usiadł. Przyniosłam drugą szklankę z napojem i podałam mu. Zachęciłam do wyżalenia się, co było powodem jego wizyty i rozklejenia się. Długo nie musiałam go namawiać. Zaczął mówić od razu. A więc panna Demi go zostawiła i wróciła do swojego byłego chłopaka. A on biedny obwiniał się, że zrobił coś nie tak.
-Pierwszą osobą, o której pomyślałem byłaś Ty. Chłopakom nie chciałem marnować czasu. A Tobie muszę coś jeszcze powiedzieć.
`Im nie chciał marnować czasu, a mi tak? Nadal uważał mnie za przyjaciółkę. Czy wciąż chciałam nią być?` - przebiegało mi przez głowę. Jednakże chciałam go wysłuchać i czekałam, aż mi to `coś` powie. Długo milczał, a ja mierzyłam go wciąż wzrokiem.
-Bo wiesz.. To dla mnie trudne.. Nie wiem, czy Ty też.. No bo ja to dopiero niedawno zrozumiałem.. – jąkał się i oblał rumieńcem. Spojrzał mi głęboko w oczy. Zmniejszał dzielącą nas odległość. –Ja.. – zaczął, po czym nasze wargi złączyły się w długim, namiętnym pocałunku.
-Ona Cię nie zostawiła, prawda? – zapytałam po tym, jak się od siebie oderwaliśmy. Pokiwał przecząco głową. – Wiesz, że należą mi się dokładne wyjaśnienia? – stwierdziłam.
-Później – odpowiedział, po czym znowu zaczęliśmy się całować.
-Ja Ciebie też – rzekłam zadowolona.


_____________


cześć. z góry chciałabym podziękować za wspaniałe komentarze. to na prawdę baardzo mnie motywuje. ten imagin miał pojawić się wczoraj, ale modem wariował i nie mogłam podłączyć się do sieci. odnośnie imaginu: przepraszam, jeżeli zawiódł Wasze oczekiwania. sama nie wiem, co z niego wyszło, aczkolwiek liczę, że `wyszukacie` w nim coś, co jest ok:)
pojawił się komentarz, w którym była opinia odnośnie tego, iż piszę go jako `ja` (1 osoba), a używam [T.I.]. już wyjaśniam: chciałabym, byście Wy, jako czytelnicy byli częścią tego, co czytacie. byście w jakiś sposób się w to wczuli. czy przeszkadza Wam to? Jeżeli tak, to proszę napisać. Będę używała jakichś imion:) x
mam także ważne pytanie: czy chcielibyście poczytać dłuugiego imagina? (7-10 części). mam pewien pomysł, ale to od Was zależy, czy go zrealizuję i opublikuję:)
i oczywiście z kim chcielibyście przeczytać następnego ? może dedykacja dla kogoś? xx
proszę o komentarze:) to jak? mogę liczyć na ok. 10 komentarzy? jeżeli tyle będzie jeszcze dziś, lub jutro pojawi się kolejny imagin. jeżeli nie, opublikuję dopiero w poniedziałek/wtorek :) xx